Cytaty na temat ramię
strona 3

„– Nieumiarkowanie, to nieumiarkowanie. – Teodor wzruszył ramionami. – A chyba lepiej żałować, że się żre szynkę, niż żałować, że się żre chwasty, prawda? Bo żal w obu wypadkach jest taki sam, ale w pierwszym z nich przynajmniej w gębie zostaje lepszy smak.”

Jacek Piekara (1965) polski pisarz

Rozmowa inkwizytorów, nawiązanie do św. Hieronima, który „żałował, iż nie potrafi odmówić sobie garnuszka zupy z lebiody”
Ja, inkwizytor. Dotyk zła

Leopold Staff Fotografia
Hodża Nasreddin Fotografia
Jacek Kaczmarski Fotografia
Virginia Woolf Fotografia
Errico Malatesta Fotografia

„Nie możemy i nie mamy prawa być sędzią i karzącym ramieniem sprawiedliwości.”

Errico Malatesta (1853–1932) włoski myśliciel polityczny, anarchista

Pacyfizm

Franciszek (papież) Fotografia
Hamid Karzaj Fotografia

„Afgańczycy powinni żyć i pracować ramię w ramię. Tylko zjednoczeni możemy budować przyszłość. Jeśli będziemy się kłócić, kraj znowu pogrąży się w chaosie i w wojnie.”

Hamid Karzaj (1957) polityk afgański, prezydent i szef rządu Afganistanu

przed głosowaniem na stanowisko szefa państwa.
Źródło: Ludzie „Wprost” http://ludzie.wprost.pl/cytaty/Hamid-Karzaj/34086/

Stefan Bratkowski Fotografia
Maria Valtorta Fotografia
Michał Ogórek Fotografia

„Po czym poznaje się polskość w krzyżu? Bo opadły mu ramiona?”

Michał Ogórek (1955) polski dziennikarz, felietonista i satyryk

Źródło: Do użytku wew., humorystyczny felieton z cyklu Ogórek na niedzielę, „Gazeta Wyborcza”, z 17 października 2010 http://wyborcza.pl/1,75968,8520616,Do_uzytku_wew_.html

Wilhelmina Fotografia

„Nic nie szkodzi, już bardzo dawno nie trzymałam mężczyzny w ramionach.”

Wilhelmina (1880–1962) królowa Holandii

do posła, który stracił równowagę i usiadł na jej kolanach.
Źródło: Jerzy Michałowski, Noty i anegdoty dyplomatyczne, red. Maria Błaszczykowa, wyd. Iskry, Warszawa 1977, s. 5.

Jan Karski Fotografia

„Obóz, jak się zorientowałem. Obejmował teren około półtora kilometra kwadratowego płaskiego terenu. Otoczony był solidnym ogrodzeniem z drutu kolczastego, rozpiętego kilkoma rzędami pomiędzy drewnianymi słupami. Ogrodzenie miało ponad dwa i pół metra wysokości. Po zewnętrznej stronie przechadzały się patrole w odstępach około pięćdziesięciometrowych. Po stronie wewnętrznej strażnicy z bronią stali co jakieś piętnaście metrów. Za drutami stało kilkanaście baraków. Przestrzeń pomiędzy nimi wypełniał gęsty, falujący tłum. Więźniowie tłoczyli się, przekrzykiwali. Z kolei strażnicy starali się utrzymywać ich we względnym porządku…
… Po lewej stronie od bramy, o jakieś sto metrów za ogrodzeniem, był tor kolejowy, a właściwie rodzaj rampy. Prowadził od niej do ogrodzenia chodnik zbity z desek. Na torowisku stał pociąg złożony z około trzydziestu wagonów towarowych. Były brudne i zakurzone…
… Mijaliśmy akurat jakiegoś starca. Siedział na ziemi nagi i rytmicznie kiwał się do przodu i tyłu. Jego oczy błyszczały i nieustannie mrugał powiekami. Nikt nie zwracał na niego uwagi. Obok leżało dziecko w łachmanach. Miało drgawki. Z przerażeniem spoglądało dookoła.
Tłum pulsował jakimś obłędnym rytmem. Wrzeszczeli, machali rękami, kłócili się i przeklinali. Zapewne wiedzieli, że niedługo odjadą w nieznane, a strach, głód i pragnienie potęgowały poczucie niepewności i zwierzęcego zagrożenia. Ludzie ci zostali wcześniej ograbieni z całego skromnego dobytku, jaki im pozwolono zabrać w tę podróż. Było to pięć kilogramów bagażu. Były to zwykle jakieś najpotrzebniejsze w drodze przedmioty. Poduszka, jakieś okrycie, trochę jedzenia, butelka z wodą. Czasem kosztowności czy pieniądze. Docierała tu przeważnie ludność gett, która nie miała już nic…
Pobyt w obozie nie trwał długo. Zazwyczaj nie dłużej niż cztery dni. Potem pakowano ich w wagony na śmierć. Przez czas pobytu w obozie prawie nie otrzymywali jedzenia. Zdani byli na własne zapasy.
Baraki obozowe mogły pomieścić mniej więcej połowę więźniów. Drugie tyle pozostawało na dworze. Powietrze wypełniał odór ludzkich odchodów, potu, brudu i zgnilizny…
… Oficer SS, odpowiadający zapewne za załadunek, stanął przed tłumem Żydów. Nogi rozstawił szeroko.
– Ruhe! Ruhe! Spokój! – wrzasnął. – Wszyscy Żydzi mają wejść do wagonów. Pojedziecie tam, gdzie jest dla was praca. Ma być porządek. Nie wolno się pchać ani opóźniać załadunku. Kto będzie wywoływał panikę albo stawiał opór, zostanie zastrzelony.
Przerwał i wbił wzrok w masę ludzką przed sobą. Spokojnie zaczął otwierać kaburę pistoletu. Wyjął broń. Pierwsze szeregi Żydów zaczęły się cofać. Niemiec zaśmiał się i oddał trzy strzały w tłum. W grobowej ciszy rozległ się przeszywający krzyk. Spokojnie schował pistolet.
– A teraz do wagonów! Raus! – wrzasnął.
Tłum zamarł. Z tyłu rozległy się strzały. Ludzie ławą ruszyli do przodu, krzycząc przeraźliwie. Zbliżali się do drewnianego pomostu. Ludzki strumień był jednak zbyt szeroki, aby się w nim pomieścić. Esesmani otworzyli ogień. Pędzący zaczęli padać. Rozległ się głuchy tupot nóg po deskach rampy. Teraz zaczęli strzelać strażnicy stojący przy wagonach. Tłum przyhamował.
– Ordnung! Ordnung! – wrzeszczał esesman.
Pierwsi Żydzi wpadli do wagonu. Niemcy przy drzwiach odliczali ich. Po liczbie „sto czterdzieści” esesman zawył „Halt!” i dwukrotnie strzelił. Przystanęli. Pociąg powoli szarpnął i nowy wagon wtoczył się na wysokość pomostu. Zaczęli go wypełniać nowi więźniowie.
Wedle wojskowych regulaminów wagon towarowy przeznaczony był na osiem koni lub czterdziestu żołnierzy w transporcie. Upychając ludzi na siłę i bez jakiegokolwiek bagażu, można było pomieścić w wagonie sto osób. Niemcy wydali rozkaz pakowania po stu trzydziestu, ale jeszcze dopychali dodatkową dziesiątkę. Gdy drzwi nie dały się zamknąć, tłukli na oślep kolbami, strzelali do środka wagonu, wrzeszczeli na nieszczęsnych Żydów. Ci, aby zrobić miejsce dla nowych, wspinali się na ramiona i głowy już znajdujących się wewnątrz. Z głębi wagonu dochodził jakiś potępieńczy ryk i wycie.
Gdy upchnięto już sto czterdzieści osób, strażnicy przystąpili do zamykania drzwi. Były ciężkie, wykonane z drewna obitego żelazem. Miażdżyły wystające na zewnątrz kończyny wśród wrzasków bólu. Po zasunięciu drzwi zabezpieczano je żelazną sztabą i ryglowano.
Przed załadunkiem na podłogę wagonów sypano warstwę niegaszonego wapna. Oficjalnie był to zabieg higieniczny. Chodziło o nie rozprzestrzenianie się chorób zakaźnych. W praktyce wapno gwałtownie absorbowało wilgoć z powietrza. Spadała zawartość tlenu i ludzie zaczynali się dusić. Równocześnie wapno w kontakcie z ludzkimi odchodami wydzielało trujące substancje, między innymi chlor. Ten zaś dusił stłoczonych więźniów. Niemcy osiągali podwójny cel. Choroby zakaźne istotnie się nie rozprzestrzeniały, a wagon można było łatwiej po transporcie wymyć. Po drugie, transportu tego nie przeżywało wielu „podróżnych”. A o to przecież chodziło.
Czasami od polskich kolejarzy docierały informacje, że takie wagony z Żydami stały na bocznicach po kilka dni. Po otwarciu znajdowano w nich same trupy…
… Na obozowym placu pozostali zabici i konający. Strażnicy przechadzali się wolnym krokiem i dobijali ich strzałami w głowę. Wkrótce zapanowała cisza…”

Jan Karski (1914–2000) prawnik, dyplomata, wykładowca akademicki, polski kurier czasów II wojny światowej

Karski dostał się w przebraniu strażnika do obozu tranzytowego dla Żydów w Izbicy, który był „ostatnim etapem” przez obozem zagłady w Bełżcu.
Tajne państwo: opowieść o polskim Podziemiu

Witold Dąbrowski Fotografia

„W zieleni koszul zetempowskich
gorąca młodość zetempowska –
szerokoplecy Majakowski
ramię wyciąga, jak drogowskaz.”

Witold Dąbrowski (1933–1978) polski poeta, tłumacz literatury rosyjskiej, publicysta. działacz opozycji

Źródło: Poezja, „Życie Literackie” 1956, nr 14 (1 kwietnia), s. 9 http://mbc.malopolska.pl/dlibra/doccontent?id=14804

Grzegorz Halama Fotografia
Ryszard Białous Fotografia

„Ginęli młodzi studenci politechniki i uniwersytetu konspiracyjnego - nadzieja Przyszłej Polski, ginęli zwyczajnie - na barykadzie i w domach, miażdżeni ogniem Stukasów i dział niemieckich, siekani ogniem siekani ogniem karabinów maszynowych i granatników - i ginęli z uśmiechem. Ani słowa wyrzutu, lecz ciągle jakaś radość promienna płynąca z poczucia dobrze spełnionego obowiązku, obowiązku wytrwania. Czerniaków to ukoronowanie tej atmosfery braterstwa i koleżeństwa, która panowała w batalionie. Połączone znów oddziały „Zośka" i „Parasol" walczą razem, ramię przy ramieniu, ustępując piędź po piędzi ziemi, której utrzymanie wobec przeważających sił wroga jest wręcz niemożliwe. I w tę atmosferę wnika czynnik nowy - bratnia pomoc z drugiego brzegu. I jakkolwiek zawód, jaki nas spotkał, dyktował nieraz słowa gorzkie, to obiektywnie przyznać muszę, że żołnierze polscy, młodzi chłopcy, którzy przyszli nam z pomocą, przylgnęli do nas sercem tak, jak i my do nich w pełnym poczuciu braterstwa. Byłoby niesprawiedliwe, gdybym nie złożył tym młodym i niedoświadczonym w walkach miejskich żołnierzom najwyższego hołdu za ich braterską gotowość pomocy, jaką okazywali. Ginęli z nami razem, a krew ich mieszała się z krwią naszych chłopców, jakby jeszcze raz dowodząc, że braterstwo nasze jest silniejsze niż wszystkie orientacje, a więzy krwi nierozerwalne.”

Ryszard Białous (1914–1992)

Jerzy Białous „Walka w pożodze”

Philip Kindred Dick Fotografia
Wojciech Drzyzga Fotografia
Konstanty Ildefons Gałczyński Fotografia
Louisa May Alcott Fotografia
Leopold Tyrmand Fotografia

„Żyjemy tu, w Warszawie życiem tramwajowym. Znaczy to, że w naszej warszawskiej epoce tramwaj wzniósł się do roli symbolu. Oczywiście tramwaj wyraża miejską jednostkę komunikacyjną, taką samą jak trolejbus czy autobus. Mówi się: żyjemy życiem takim czy innym, wtedy gdy życie owo dobywa z człowieka jego najistotniejsze cechy. Czyli że w zetknięciu z nim człowiek objawia się w całej okazałości. Przepełniony irracjonalnie tramwaj warszawski stanowi doskonały odczynnik, przekonujemy się w nim codziennie, jacy jesteśmy i jak bardzo żyjemy życiem tramwajowym. W chwili gdy najbliższy bliźni demoluje nam śledzionę, unicestwia czar dopiero co kupionego płaszcza, niweczy z trudem przyszyte guziki, gasi brutalnie przepiękny połysk żarliwie wyczyszczonych butów, gniecie na miazgę wiezione dla dzieci ciastka, uśmiecha się przepraszająco, pakując nam w usta rękaw od kurtki, w której przed chwilą czyścił kominy lub wypakowywał stare śledzie – w takiej chwili, powtarzam, instynkty, jak działa żaglowej fregaty, wysuwają się groźnie z burt naszych dusz. Wtedy dopiero spostrzegamy z przerażeniem, jacy potrafimy być pierwotni, dzicy, egoistyczni, kłótliwi, nietolerancyjni, zaślepieni, krótkowzroczni. Z drugiej strony – ileż wspaniałych wartości dostrzegamy naraz w życiu, gdy uda nam się wepchnąć jako ostatni do rozchodzącego się w szwach autobusu, gdy przygodny sąsiad, wisząc na stopniu, odstąpi nam trzy centymetry kwadratowe miejsca, akurat tyle, by postawić na nich szpic buta, gdy złapany rozpaczliwie za krawat ten, który już do połowy tkwi w środku, uśmiechnie się bez pretensji i przygnie nas mocnym ramieniem, gdy wreszcie starsza pani, której, prąc ku wyjściu, strąciliśmy kapelusz, porwali w strzępy gazety i wgnietli całą zawartość siatki z masłem, jajami i marmoladą w biust, uśmiechnie się z tramwajową melancholią i powie smutne, lecz przebaczające: – Nie szkodzi… – Wtedy widzimy, jak dalece potrafimy być solidarni, wyrozumiali, ludzcy i coś ciepłego rozpływa się nam jak słodka, rozgrzana czekolada koło serca. Nic nie wzbudza w nas tak nieprzytomnej złości i bezmyślnej chęci awantur, jak niekończące się wyczekiwanie na wypchane ludźmi trolejbusy, do których nie można się dostać, jak tępota, brutalności i nieuprzejmość w tramwaju, o nic nie będziemy się sprzeczać i kłócić tak namiętnie, jak o grubiaństwa współpasażerów i bezduszną wrogość konduktorów. Ale też nic nie wzbudza w nas takiego uczucia zadowolenia, satysfakcji i wygody, jak widok wyczekiwanego numeru na ulicznym horyzoncie i stwierdzenie, że znajdziemy w nim miejsce siedzące. Tramwaj wyzwala w nas dziś w Warszawie cenną bezpośredniość przeżywania i dlatego żyjemy tu, w Warszawie życiem tramwajowym.”

Leopold Tyrmand książka Zły

Zły

Juan Lechín Oquendo Fotografia
Maciej Kowalewski Fotografia
Michał Sopoćko Fotografia
Virginia Woolf Fotografia
Marielle Gallo Fotografia

„Nie powinniśmy bać się Internetu. Stanowi on doskonałą szansę, którą możemy przyjąć z otwartymi ramionami. Gwarantujemy wszystkim obywatelom UE dostęp do Internetu; to jedno z praw. Musimy jednak objąć Internet przepisami prawa chroniącego własność intelektualną, ponieważ to również jest jedno z praw. Jeżeli tego nie uczynimy, będzie on niczym dżungla, i będą w nim panować prawa dżungli.”

Źródło: 23. Egzekwowanie praw własności intelektualnej na rynku wewnętrznym (krótka prezentacja), europarl.europa.eu, 20 września 2010 http://www.europarl.europa.eu/sides/getDoc.do?pubRef=-//EP//TEXT+CRE+20100920+ITEM-023+DOC+XML+V0//PL&language=PL

Arundhati Roy Fotografia
Carne Ross Fotografia
Marek Dutkiewicz Fotografia
Winston Churchill Fotografia
Rob Halford Fotografia

„(…) jestem sępem metalu. Mój przyjaciel mi zawsze powtarzał, że gdy na scenie podnoszę ramiona do góry i zaczynam śpiewać, to wyglądam jak łysy sęp.”

Rob Halford (1951) wokalista angielski (Judas Priest)

Źródło: Robert Ziębiński, „Jestem sępem metalu”. Rob Halford dla „Newsweeka”, muzyka.newsweek.pl, 13 kwietnia 2012 http://muzyka.newsweek.pl/-jestem-sepem-metalu---rob-halford-dla--newsweeka-,79905,3,1.html

Jacek Kaczmarski Fotografia
Sakaguchi Ango Fotografia
Julia Roberts Fotografia
Julian Tuwim Fotografia
Anaïs Nin Fotografia
Dorota Kłuszyńska Fotografia
Percy Lucas Fotografia
Alfred Palla Fotografia
Edith Södergran Fotografia
Guillaume Musso Fotografia
Antoni Słonimski Fotografia

„Ojczyzna moja wolna, wolna…
więc zrzucam z ramion płaszcz Konrada…”

Antoni Słonimski (1895–1976) polski poeta, felietonista, dramatopisarz, satyryk, krytyk teatralny i działacz społeczny

Źródło: Czarna wiosna, II (1919)

Nick Ut Fotografia
Donald Tusk Fotografia

„Każde poważne wzruszenie ramion, że kobieta obejmuje jakieś ministerstwo, które nie wydaje się za bardzo kobiece, uważam za objaw niedojrzałego seksizmu.”

Donald Tusk (1957) polski polityk

o nominacji Joanny Muchy na stanowisko ministra sportu.
Źródło: tvn24.pl http://www.tvn24.pl/-1,1724629,0,1,z-pasem-karate-do-sportu-piekna-twarz-na-trudne-czasy,wiadomosc.html, 17 listopada 2011

Ernest Cline Fotografia
Wisława Szymborska Fotografia
Marcel Lefebvre Fotografia
Anne Frank Fotografia
Wanda Wasilewska Fotografia

„Wy jesteście na tym froncie zbrojnym ramieniem Polski, wy jesteście odpowiedzią daną Niemcom za dzień 1 września 1939 roku, wy jesteście jednym żywym dowodem, że jeszcze Polska nie zginęła i nie zginie!”

Wanda Wasilewska (1905–1964) polska i radziecka pisarka i działaczka komunistyczna

przemówienie do żołnierzy I Dywizji im. Tadeusza Kościuszki, sierpień 1943.
Źródło: S. Russocki, S. Kuczyński, J. Willaume, Godło, barwy i hymn Reczypospolitej, Wiedza Powszechna, Warszawa 1978

Isabel Abedi Fotografia
Maja Lidia Kossakowska Fotografia
Augustyn Suski Fotografia

„Gdzieś się zrodziła? Czy w prysku siklawic wykołysana szumną pianą?
Czy cię w zimnicy księżyca i mgławicy tuliła nocką tęcza ramion.”

Augustyn Suski (1907–1942) poeta polski, przywódca konspiracyjnej Konfederacji Tatrzańskiej

Źródło: O gwarze mojej

Bruno Schulz Fotografia
Vladimir Nabokov Fotografia
Andrzej Trzebiński Fotografia

„A jeśli bzy już będą, to bzów mi przynieś kiść
i tylko mnie nie całuj i nie broń, nie broń iść.
Bo choć mi wrosłaś w serce, karabin w ramię wrósł
i ciebie z karabinem do końca będę niósł.”

Andrzej Trzebiński (1922–1943) poeta polski

Źródło: A jeśli będzie wiosna; później utwór z małymi zmianami znany jako Wymarsz uderzenia – piosenka partyzancka

„Pułkownik stał z założonymi rękoma, a czwórka kongresmenów przy eleganckim szklanym stole pracowicie wgryzała się w gąszcz rubryczek. Przez dłuższą chwilę słychać było tylko skrzypienie stalówek. Ten dźwięk, charakterystyczny dla piór, których cena bywa porównywalna z ceną średniej wielkości sondy kosmicznej, ten upał… Kongresmena Josepha Adlera z Teksasu przeszył nagły dreszcz. Na kręgosłupie załaskotał strumyczek potu, pióro paliło mdlejące palce. Znowu wróciło przeklęte wspomnienie ze szkoły w Austin: klasówki, testy, wieczny upał, wieczne kłopoty z nauką, bicie linijką po rękach przez dyrektora i w końcu te przeklęte koty. Adler skurczył się w sobie, ścisnął w dłoniach skronie i starał się przypomnieć, co w takich przypadkach radził mu psychoanalityk, ale w jego senatorskiej głowie chlupotała tylko pustka. Ocknął się, gdy ujrzał, jak rubryka w jego formularzu sama pokrywa się pismem. Wytrzeszczył oczy tylko po to, by przeczytać: „Jaki silny i gibki, jaka śliczna pupa, jakie cudne, dzikie oczy”. Nie, nie przerażało go, że wypisuje takie obrzydliwości jak pierwszy lepszy gej. Przerażało go raczej to, że obrzydliwości wypisywał dłonią ozdobioną długimi ciemnozielonymi paznokciami. Poczuł nagły ból w okolicy serca.
– Joseph, nie śpij, skończ wreszcie wypełnianie tej cholernej ankiety – zahuczał mu nad prawym uchem znajomy bas Nata Corvusa.
Senator Adler drgnął i natychmiast zastygł ze wstydu. Prawy łokieć senator z ramienia Partii Demokratycznej, Rebeki Vogel z Arkansas, wpijał mu się w mostek, a jej zdobna zielonymi paznokciami dłoń wypisywała właśnie w rubryce „Odznaczenia wojenne” słowa: „cudny purpurowy języczek.””

Najwyraźniej sąsiadka nie uznawała pisania linijka po linijce. Zjechała piórem ze swojego formularza, chwilę poskrobała po szklanym blacie i dalej pisała już po ankiecie kongresmena Adlera.
Kot typu Stealth

Stanisław Budzik Fotografia
Stanisław Lem Fotografia

„Nie myśl.. – szepnęła. – Nie myśl nic. Czuł na twarzy jej piersi, jej ręce. Nie było właściwie światła, tylko mętne pełganie dogasającej latarki, która wtoczywszy się miedzy kłosy, rzucała spośród nich rozczesany smugami cienia blask. Słyszał powolny, spokojny rytm jej serca, jakby ktoś do niego przemawiał w starym, najlepiej zrozumiałym języku. Wciąż jeszcze zwidywały mu się tamte twarze, gdy słabo, jakby bez tchu, pocałowała go w usta. Potem zacisnęła ich ciemność. Był szorstki chrzest słomy pod włochatym kocem i kobieta, która dawała mu rozkosz, ale nie tak, jak się to czyni zawsze. W każdej chwili panowała nad sobą i nad nim. Dlatego później, znużony, trzymając jej piękne ciało bez cienia namiętności, ale całą siłą rozpaczy, rozpłakał się na jej piersiach. Potem uspokoił się i spojrzał na nią. Leżała na wznak, trochę wyżej, a w ostatnim świetle jej twarz byłą taka spokojna. Nie śmiał spytać, czy go kocha. Tak ofiarować się, jakby się dawała obcemu ostatni kęs – to było więcej niż miłość. A wiec i jej nie znał. Nagle przemknęło mu przez głową, że nie wie o niej nic, że nie pamięta nawet jej imienia. Cichutko szepnął: – Słuchaj… Ale zamknęła mu usta dłonią miękką, choć pełną stanowczości. Potem uniesionym rąbkiem koca zaczęła wycierać jego łzy i pocałowała go lekko w policzek. Wtedy opadła odeń nawet ciekawość, tak że w ramionach tej obcej kobiety stał się jedno mgnienie biały i niezapisany, jak w chwili narodzin.”

Stefan i Nosilewska.
Utwory, Szpital Przemienienia

Witalij Potapenko Fotografia

„Pięć ramion szczęścia wszystkich krain strzeże
i śpiących dzieci moich.”

Pavol Horov (1914–1975)

Źródło: Cicha noc nad morzem, „Życie Literackie” 1956, nr 14 (1 kwietnia), s. 4 http://mbc.malopolska.pl/dlibra/doccontent?id=14804, tłum. Adam Włodek

Antoni Orłowski Fotografia

„Nieszczęściem Telimena siedziała śród dróżki;
Mrówki, znęcone blaskiem bieluchnej pończoszki,
Wbiegły, gęsto zaczęły łaskotać i kąsać,
Telimena musiała uciekać, otrząsać,
Na koniec na murawie siąść i owad łowić.
Nie mógł jej swej pomocy Tadeusz odmówić.
Oczyszczając sukienkę, aż do nóg się zniżył,
Usta trafem ku skroniom Telimeny zbliżył… (…)
„A mnie tu mrówki gryzą”. „Gdzie?” „Koło kolana”.
Tadeusz ręką sięgnął – już mrówka złapana.
„Czy jeszcze?” „Pan się pyta a mrówki zuchwałe
Coraz to wyżej idą!” Za pończoszki białe
Sięgać musiał tym razem bohater szczęśliwy,
Że jednak krew nie woda, majtki nie pokrzywy,
Tadeusz sięgnął wyżej, gdzie w cieniu ukryte
Rosną wstydliwe włosy w pierścienie spowite.
Telimena syknąwszy padła na murawę.
Tadeusz porzuciwszy na mrówki obławę,
Otoczył ją ramieniem, ku sobie przycisnął,
Ogień tajemnych pragnień w oczach jego błysnął,
Ustami ust jej szukał – znalazłszy, w zapale
Rozpalonymi wargi miażdżył je zuchwale.
Telimena na razie, śmiałością zdumiona,
Odepchnąć zaraz chciała młodzieńca ramiona,
Sił jednak i oddechu w piersiach jej nie stało:
Dreszcz rozkoszy znienacka objął całe ciało,
Ubezwładnił jej członki, rzucił krew do twarzy.
A widząc, że Tadeusz na wszystko się waży,
Uległa. Lecz, że wiele doświadczenia miała:
„Ach! jeszcze kto zobaczy””

Antoni Orłowski (1869–1921)

z cicha wyszeptała.
Źródło: Mrówki – Spotkanie się pana Tadeusza z Telimeną w Świątyni Dumania i zgoda ułatwiona za pośrednictwem mrówek

Krzysztof Kamil Baczyński Fotografia
Leszek Miller Fotografia
Grzegorz Kaliciak Fotografia

„Mentalnie bardzo różnimy się od armii amerykańskiej, na której wszyscy się dziś wzorują. Amerykanie mają bardzo drobiazgowe procedury i bardzo dobry sprzęt. A jednak zastanawiałem się czasem, jak to się działo, że gdy walczyliśmy ramię w ramię, ginęło paru Amerykanów, a my pozostawaliśmy nietknięci.”

Grzegorz Kaliciak (1973) polski pułkownik

Źródło: Karolina Przewrocka, Kali z Karbali. Opowieść dowódcy oddziału, który obronił City Hall http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,138262,18744453,kali-z-karbali-opowiesc-dowodcy-oddzialu-ktory-obronil-city.html#TRwknd, weekend.gazeta.pl

Bernard z Chartres Fotografia
Jakub Ćwiek Fotografia
Michio Kaku Fotografia

„Spodziewałem się jakiejś uwagi, komentarza, żarciku z tylnych ławek. Pragnąłem spięcia, eksplozji: Czego chcecie?! – wrzasnąłbym wówczas – Dlaczego trzymacie z nimi, a nie ze mną?! Do dyni, co ja wam zrobiłem? Nienawidzicie indywidualistów, szczególnie takich, co się wyróżniają, każdy musi być podobny do was, broń Boże inny i zawsze do dyspozycji, skromniutki, grzeczny i gotów spełnić kolektywne życzenia. A jeśli nie mam już ochoty grać w zespole i układać piosenek? To sprawa między mną a paczką, co wam do tego?! Co wam do tego, że zrobiłem numer Joannie? Odczepcie się, do dyni!… Ani żartu, ani uwag. Cisza.
– W każdym razie uczciwie popracowałeś z Joanną – powiedziała Rura. – Nie spodziewałam się, że w ciągu kilku dni odrobicie tak duże zaległości. Przepuszczam Joasię z czystym sumieniem – Spojrzała po klasie – Chyba możemy wspólnie wyrazić uznanie Arturowi.
Cisza. Potem jakiś niewyraźny pomruk i głos Marcina:
– Oczywiście, pani profesorko.
– Nie trzeba! – rzuciłem – zrobiłem to tylko dla pani. Bo przyrzekłem.
Rura wyszła zza katedry, zbliżyła się do mnie.
– Klasa chce, żeby wasz zespół wszedł do finału turnieju – powiedziała cicho – Chce, żebyście dalej byli przyjaciółmi.
A więc wiedziała wszystko. Uśmiechnąłem się, wzruszyłem ramionami.
– Za dużo chcą – odparłem – Nie do wszystkiego wolno wtykać nos. Zwłaszcza gdy nie wie się, o co poszło.
– A może wiedzą?
Odruchowo spojrzałem na Marcina. Wcale nie po to, żeby zaprzeczył. A jednak nieznacznie poruszył głową, dał mi znak, że nie.
– Wszystko jedno – powiedziałem z uporem – Zresztą, nie zależy mi. Nie jestem sentymentalny, pani profesorko.”

Aleksander Minkowski (1933–2016) polski prozaik, reportażysta, scenarzysta filmowy

Artur

Stanisław Stabro Fotografia
Zygmunt Krasiński Fotografia
William Gibson Fotografia
Eugenio Montale Fotografia
Andrzej Sapkowski Fotografia
Josif Brodski Fotografia
Andrzej Sapkowski Fotografia
Steven Erikson Fotografia
Andrzej Stasiuk Fotografia

„Ej Maryśka! Noc się kończy! - i porwał kobietę do tańca. Zderzyli się ciężko, bezwdzięcznie i cieleśnie, by z brzękiem wywalcowac zza stołu pod drzwi, a potem wzdłuż sciany i na powrót, jak ciężarny, dziecinny bąk. Spadła szklanka, brzękneła, ale chrzęst deptanego szkła przepadł w śmiechu Maryśki. Zamiotła czerwonymi włosami powietrze i ogień smagnął nagie ramiona Gacka. Upał jak czarny miód wlewał się oknem i ciała tancerzy wirowały wolno, splecione, związane tą pewnością która zjawia się od pierwszego dotyku i wszystko, co ma się stać, własciwie już się stało. Ciężki od krwi wir wciągał wszystko wokół. Ściany w rzucik, półnagą Sandy z gazety, żółtą kulę żyrandola, stół i satelity popielniczek i naczyń, wersalkę i ciemną Czestochowską za szkłem, podłogę, dreszcz przenikał dom aż po miekką skórę nieba, w którym gwiazdozbiory ocierały się o siebie nazwajem, sunąc ku ciemniejszej niż noc rozpadlinie zachodu i tylko Gacek pozostawał nieruchomy.
Muzyka urwała się raptem, lecz oni kołysali się dalej, jakby dzwięki nie były im potrzebne. Krzesło upadło na podłogę. Edek posłał je kopniakiem w kąt i próbował coś zrobić z kasetą, chociaż nie chciał ani na chwilę wypuścić tancerki z rąk.
- Pić! - zawołała Maryśka, ale butelka była już pusta.
- Co Gacek? Po wódkę też strach? - zaśmiał się Edek.”

Andrzej Stasiuk (1960) pisarz polski

Tales of Galicia

Terry Pratchett Fotografia
Erich Maria Remarque Fotografia
Graham Masterton Fotografia
Adam Mickiewicz Fotografia