Cytaty na temat widzenie
strona 25

Daniel Day-Lewis Fotografia
Robert Górski Fotografia
Julia Fiedorczuk Fotografia

„Moi mistrzowie to (…) nie tylko poeci (liczni!), ale także naukowcy, bo oni też muszą zawsze patrzeć na świat tak, jakby widzieli go pierwszy raz.”

Źródło: culture.pl http://www.culture.pl/pl/culture/artykuly/os_fiedorczuk_julia

Heinz Reinefarth Fotografia

„Moim przeznaczeniem w życiu było widzieć ruiny.”

Heinz Reinefarth (1903–1979) niemiecki zbrodniarz nazistowski

Źródło: Krzysztof Kąkolewski, Co u pana słychać, op. cit., s. 82.

Janusz Kijowski Fotografia

„(…) przyznam, że nie znajduję już epitetów na określenie tego, co widzę. Bo jeśli powiem, że jest to okropne i obrzydliwe, to niczego to nie wniesie do tzw. debaty publicznej. Bardzo chciałbym, żeby jakaś powołana do tego instytucja, czyli może Trybunał Konstytucyjny, może Sąd Najwyższy, odniosła się do wymiaru prawnego tego, co się dzieje. Do władzy doszła bowiem szajka, która za nic ma obowiązujące prawa. Chodzi nie tylko o to, by to rozliczyć, ale o to, by coś podobnego nie powtórzyło się w przyszłości. Sytuacja, w której prokurator generalny wydaje podwładnym polecenia w swojej własnej sprawie, powinna zostać poddana publicznej, fachowej ocenie wybitnych prawników. To powinno zostać przez nich opisane i opublikowane ku przestrodze na przyszłość. To będzie cenniejsze niż ustalenia komisji sejmowych, bo w tych są politycy, którzy rozgrywają między sobą swoje sprawy i interesy. Tylko zatem obiektywni prawnicy mogliby to pokazać w jasnym świetle. To oni powinni przestrzec przyszłych koalicjantów, że tak postępować nie wolno. Oni powinni pokazać bez ogródek, kto przekracza prawo we wszystkich jego aspektach. Dość mam bowiem władzy, która jest instrumentem straszenia społeczeństwa, a nie służbą dla niego. Władza ma dbać o to, byśmy dobrze czuli się w naszym kraju, a nie być źródłem opresji. Tymczasem już dwa lata żyjemy – że użyję modnego ostatnio określenia – w rzeczywistości porażającej.”

Źródło: „Trybuna”, 18 sierpnia 2007 http://www.teatry.art.pl/!rozmowy/mkna.htm

Filip Bajon Fotografia
Stefan Niesiołowski Fotografia

„Jak ja widzę Zbigniewa Ziobrę, to mi się flaki przewracają. Te zeznania wyglądają poważnie i tym razem Ziobro się nie wywinie.”

Stefan Niesiołowski (1944) polityk polski, biolog

o zeznaniach prokuratora Marka Wełny, zarzucającemu m.in. Ziobrze naciski.
Źródło: tvn24.pl http://www.tvn24.pl/-1,1575303,0,1,tym-razem-ziobro-sie-nie-wywinie,wiadomosc.html, 30 listopada 2008

Gustave Courbet Fotografia

„Nie maluję aniołów, bo ich nigdy nie widziałem.”

Gustave Courbet (1819–1877) malarz francuski

Źródło: Maria Rzepińska, Siedem wieków malarstwa europejskiego, wyd. II, popr., Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1986, s. 388.

Konrad Imiela Fotografia
Wojciech Bonowicz Fotografia
Tomasz Strzembosz Fotografia

„Pięć lat przed powstaniem podjęty został w Warszawie bój, znany nam dobrze jako obrona stolicy z września 1939 r. Bój ten, którego wszak można było uniknąć ogłaszając Warszawę, podobnie jak potem Paryż, miastem otwartym, kosztował miasto kilkanaście procent jego zabudowy, z tym że najbardziej ucierpiało cenne śródmieście. Kosztował on także około 25000 zabitych cywilów i 6000 żołnierzy, a 50000 osób zostało rannych. Były to straty bardzo poważne, które dziś z punktu widzenia całkowitego zniszczenia miasta mógłby ktoś lekceważyć, ale jeśli porównamy je ze stratami innych stolic europejskich – należą do najcięższych. A kto dzisiaj podnosi te wszystkie straty kwestionując zasadność długotrwałej obrony stolicy? Obrony, która trwała trzy tygodnie, a już po dziesięciu dniach traciła wszelki sens operacyjny. Czy mówi się o zbrodniczym błędzie, o szaleństwie, o szukaniu odpowiedzialnych? Nie. Bo dojrzano sens tamtej walki w sferze zupełnie innej niż sfera zysków i strat materialnych, niż sfera wartości operacji wojskowych. Dostrzeżono ten sens w sferze moralnej, podkreślając ogromną rolę oblężenia Warszawy w podtrzymaniu woli narodu do stawienia oporu w okresie okupacji. A więc sens tej walki odnaleziony został w dziedzinie zupełnie różnej od tych, które decydują o ocenie powstania. W dziedzinie właściwie politycznej. Nie było sensu obrony stolicy z punktu widzenia przebiegu walk wrześniowych, gdyż nie miała ona żadnego wpływu na zwycięstwo, o którym trudno było marzyć. Miała ona sens na lata późniejsze, pozwalała je przetrwać w lepszej kondycji psychicznej, budowała dalszy opór, współdziałała z przyszłym zwycięstwem.”

Tomasz Strzembosz (1930–2004) polski historyk

Refleksje o Polsce i Podziemiu 1939–1945
Źródło: s. 125–126

Ólafur Ragnar Grímsson Fotografia

„Wiem, że to odważne stwierdzenie, zwłaszcza wychodzące z ust kogoś, kto większość swojego życia spędził w tych instytucjach, jednak siła mediów społecznościowych, w mojej opinii, przekształca proces polityczny w taki sposób, iż nie widzę możliwości aby tradycyjne, formalne instytucje nadążyły za tymi zmianami.”

Ólafur Ragnar Grímsson (1943) polityk islandzki

podczas konferencji PopTech w Maine, 20 października 2011.
Źródło: Prezydent a media społecznościowe, informacje.is, 5 listopada 2011 http://wayback.vefsafn.is/wayback/20111126002111/www.informacje.is/pl/wiadomosci/polityka/item/5240-prezydent-a-media-spolecznosciowe

Cesare Zavattini Fotografia

„Fikcyjni bohaterowie zanudzili mnie już na śmierć. Chcę spotkać prawdziwego bohatera w życiu codziennym. Mogę przyglądać mu się z tym samym zainteresowaniem i niepokojem, co gdy widząc na ulicy zbiegowisko, pytam: „Co się stało?””

Cesare Zavattini (1902–1989)

Co się stało komuś, kto istnieje naprawdę?
Źródło: Kilka myśli o filmie, „Rivista del Cinema Italiano”, cyt. za: Jerzy Płażewski, Język filmu, Książka i Wiedza, Warszawa 2008, s. 18.

Anna Dymna Fotografia
Justyna Sieńczyłło Fotografia
Bisz Fotografia
Sławomir Cenckiewicz Fotografia
Swiatłana Aleksijewicz Fotografia

„Widziałam całe wioski, które przez cały rok żywią się tylko ziemniakami. To w nich uderzy. A Łukaszenka sankcji się nie boi.”

Swiatłana Aleksijewicz (1948) białoruska pisarka i publicystka

o planowanych sankcjach gospodarczych przeciwko Łukaszence, 17 maja 2011 roku.
Źródło: „Gazeta Stołeczna”, 18 maja 2011 http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,9616566,Swietlana_Aleksijewicz__Bialorusi_grozi_znikniecie.html

Thorstein Veblen Fotografia
Kazimierz Karabasz Fotografia
Donald Tusk Fotografia
Mark Twain Fotografia
Dagmara Domińczyk Fotografia

„Ameryka to kraj imigrantów, więc nie widzę powodu, żeby nazwisko zmieniać. A że kilka osób w Hollywood łamie sobie na nim język, to już ich problem.”

Dagmara Domińczyk (1976) aktorka polska

Źródło: Grzegorz Wojtowicz, Dziewczyna Hrabiego Monte Christo. Rozmowa z Dagmarą Domińczyk, stopklatka.pl, 10 sierpnia 2002 http://www.stopklatka.pl/wywiady/wywiad.asp?wi=10140

Robert Janson Fotografia

„Ja nie widzę powodu, dla którego Phil Collins i Elton John mieliby nagle rapować, scratchować czy nagrywać utwory takie, jakie dziś chodzą w rozgłośniach, utwory taneczne.”

Robert Janson (1965)

Źródło: Zdzisław Furgał, Varius Manx „Ciekawe czasy przyszły”, nuta.pl, 2011 http://www.nuta.pl/wywiady/d/2/168/

Israel Joszua Singer Fotografia
Kurt Vonnegut Fotografia
Roman Kuźniar Fotografia
Piotr Cyrwus Fotografia
Khalil Gibran Fotografia
Andrzej Zawada Fotografia
Adam Mickiewicz Fotografia
Carol Emshwiller Fotografia
Jan Kochanowski Fotografia

„Świętym cię zwać nie mogę; ojcem się nie wstydzę,
Kiedy wielki kapłanie! syny twoje widzę.”

Fraszki
Źródło: Na świętego ojca [w:] Fraszki, wyd.K. Bartoszewicz, Kraków 1883, s. 43.

Aleksander Kwaśniewski Fotografia
Beata Tyszkiewicz Fotografia
Marek Belka Fotografia

„Politycy, jak widzą sitko czy kamerę, to głupieją.”

Marek Belka (1952) polski ekonomista, polityk, premier rządu

Źródło: wywiad dla Polskiej Agencji Prasowej, 11 maja 2004

Nicholas Sparks Fotografia
José Saramago Fotografia
Teofil Lenartowicz Fotografia

„Och, kraj nasz tak błogi,
Że widząc te niwy,
Choć człowiek ubogi,
A jednak szczęśliwy”

Teofil Lenartowicz (1822–1893) polski etnograf, rzeźbiarz, konspirator i poeta romantyczny

Źródło: Czego nam potrzeba

Grzegorz Schetyna Fotografia

„To jest naprawdę prawdziwy Matrix. Myślałem, że tylko PiS wpadł w ten Matrix, ale widzę, że to poważniejsza sprawa.”

Grzegorz Schetyna (1963) polski polityk

komentarz do felietonu Piotra Semki w „Rzeczpospolitej”, 4 marca 2008, w której twierdzi, że popularność PiS-u spada, gdyż brakuje w nim ludzi takich, jak Radek Sikorski i Grzegorz Schetyna.
Źródło: gazeta.pl http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,4987393.html

Antoni Chruściel Fotografia

„To, co obserwuję podczas walki o Warszawę, wywołuje radosne zamglenie oczu. Rośnie serce na widok tych Polek, które z pogardą śmierci rywalizują między sobą, aby otrzymać najtrudniejsze i najwięcej zagrażające życiu zadania. Dają one wspaniały przykład umiłowania wolności i walki o Polskę. Spokojny o swą przyszłość może być kraj, gdy na arenę życia państwowego Polski masowo wkraczają te wspaniałe typy kobiet – zjawisko na pewno niespotykane na przestrzeni wieków. Cześć ich rodzicom i wychowawcom! A mężczyźni - żołnierze Armii Krajowej? W ciągu długiej służby widziałem różne szeregi żołnierskie. Jednak takiej brawury i dzielności osobistej, takiego zapału i tężyzny nie udowodniono jeszcze. Nie mamy odznak stopni, ale karność wśród nas jest wzorowa. Taka karność może istnieć tylko w zespołach wysoce ideowych, znających cel zmagań i szanujących rozkazy tych, którym się ufa i których się słucha mimo braku zewnętrznych odznak starszeństwa. Wkraczamy w nowy okres historii i w nowy okres stosunków w wojsku. Przełożony i podwładny to jedna dusza. Dla obu najwyższym prawem jest dobro Ojczyzny. Żołnierze podległego mi Okręgu - brak mi słów zachwytu dla waszego męstwa i postawy. W tych ciężkich dniach zmagań o opanowanie stolicy do końca wykażmy hart. Każdy próg jest nam twierdzą, a krzyżacka przemoc pęka. Cześć Wam, Obywatelki i Obywatele!”

Antoni Chruściel (1895–1960) generał polski

gen. „Monter” do walczących oddziałów, 2 sierpnia 1944, Warszawa.
Źródło: Andrzej Krzysztof Kunert, Komendant Podziemnej Warszawy. Generał Monter Antoni Chruściel, Świat Książki, Warszawa 2012, s. 206–207

Nora Roberts Fotografia

„Co się tyczy [paryskich] bulwarów, to w ogóle nie można po nich chodzić. Wszyscy zasuwają z burdelu do kliniki, a z kliniki z powrotem do burdelu. A dokoła jest tyle trypra, że ledwie można złapać dech. Kiedyś wypiłem trochę i poszedłem Polami Elizejskimi - a dokoła było tyle trypra, że ledwie powłóczyłem nogami. Zobaczyłem dwoje znajomych: on i ona, oboje jedzą kasztany, bardzo starzy oboje. Gdzieś ich już widziałem? W gazetach? Nie pamiętam, ale poznałem: Louis Aragon i Elsa Triolet. "Ciekawe - błysnęła mi myśl - skąd idą: z kliniki do burdelu czy z burdelu do kliniki?" I sam sobie przerwałem: "Wstydziłbyś się. Jesteś w Paryżu, a nie w Chrapuszowie. Zadaj im lepiej pytania o sprawy społeczne, o najbardziej palące sprawy."
Doganiam Louisa Aragona i zaczynam mówić, otwierając przed nim serce. Mówię, że jestem zdesperowany, ale nie mam najmniejszych wątpliwości, że umieram od nadmiaru węwnętrznych sprzeczności, i dużo różnych takich. A on spogląda na mnie, salutuje mi jak stary weteran, bierze swą Elsę pod rękę i idzie dalej. Ja znów ich doganiam i zwracam się tym razem już nie do Louisa, lecz do Triolet. Mówię, że umieram na brak wrażeń, że gdy przestaję rozpaczać, ogarniają mnie wątpliwości, gdy tymczasem w chwilach rozpaczy w nic nie wątpiłem… A ona tymczasem, jak stara kurwa, poklepała mnie po policzku, wzięła pod rączkę swojego Aragona i poszła dalej.
Potem, rzecz jasna, dowiedziałem się z prasy, że to wcale nie byli oni, tylko Jean-Paul Sartre i Simone de Baeuvoir, ale jaka to teraz dla mnie różnica! Poszedłem do Notre-Dame i wynająłem tam mansardę. Mansarda, facjatka, oficyna, antresola, strych - ciągle to wszystko mylę i nie widzę różnicy. Krótko mówiąc, wynająłem miejsce, w którym można leżeć, pisać i palić fajkę. Wypaliłem dwanaście fajek i odesłałem do "Revue de Paris" mój esej pod francuskim tytułem "Szyk i blask - immer elegant". Esej na temat miłości.
A wiecie przecież, jak trudno jest we Francji pisać o miłości. Dlatego że wszystko, co dotyczy miłości, zostało już we Francji dawno napisane. Tam wiedzą o miłości wszystko, a u nas nic. Spróbujcie u nas komuś ze średnim wykształceniem pokazać twardy szankier i zapytać: "Jaki to szankier, twardy czy miękki!" - na pewno strzeli: "Jasne, że miękki." A jak zobaczy miękki, to już zupełnie straci orientację. A tam - nie. Tam mogą nie wiedzieć, ile kosztuje dziurawcówka, ale jeśli już szankier jest miękki, to będzie takim dla każdego i nikt go nie nazwie twardym…
Krótko mówiąc, "Revue de Paris" zwróciło mi esej pod pretekstem, że został napisany po rosyjsku, a francuski był tylko tytuł. Wypaliłem więc na antresoli jeszcze trzynaście fajek i stworzyłem nowy esej, również poświęcony miłości. Tym razem cały tekst od początku do końca był napisany po francusku, a rosyjski był jedynie tytuł: "Skurwysyństwo jako najwyższe i ostatnie stadium kurestwa." I posłałem tekst do "Revue de Paris".
[Znów mi go zwrócili. ] Styl, powiedzieli, znakomity, natomiast główna myśl - fałszywa. Być może, powiedzieli, da się to zastosować do warunków rosyjskich, ale nie francuskich. Skurwysyństwo, powiedzieli, wcale nie jest u nas stadium najwyższym i bynajmniej nie ostatnim. U was, Rosjan, powiedzieli, kurestwo, które osiągnie granice skurwysyństwa, zostanie przymusowo zlikwidowane i zastąpione przez programowy onanizm. Natomiast u nas, Francuzów, nie jest wprawdzie w przyszłości wykluczone organiczne zrastanie się pewnych elementów rosyjskiego onanizmu, potraktowanego bardziej swobodnie - z naszą ojczystą sodomią, będącą efektem transformacji skurwysyństwa za pośrednictwem kazirodztwa; jednakże owo zrastanie się nastąpi na gruncie naszego tradycyjnego kurestwa, mając charakter absolutnie permanentny.”

Moscow to the End of the Line

Mishima Yukio Fotografia
Jenna Jameson Fotografia
Constantinos P. Cavafis Fotografia
Oscar Wilde Fotografia

„Nie istnieje coś takiego, jak dobry wpływ, panie Gray. Każdy wpływ jest niemoralny - niemoralny z naukowego punktu widzenia.
- Dlaczego?
- Kiedy bowiem się na kogoś wpływa, daje mu się własną duszę. Taki człowiek nie ma już własnych myśli, nie płoną w nim jego własne namiętności. Własne cnoty nie są już dla niego realne. Także jego grzechy, jeśli w ogóle jest coś takiego, są zapożyczone. Staje się echem muzyki kogoś innego, aktorem odgrywającym rolę, która nie została dla niego napisana. Celem życia człowieka jest rozwijanie samego siebie. Doskonałe poznanie własnej natury - oto po co tu jesteśmy. W dzisiejszych czasach ludzie boją się samych siebie. Zapomnieli o najwyższym obowiązku, obowiązku, jaki każdy z nas ma wobec samego siebie. Oczywiście są miłosierni. Karmią głodnych i odziewają żebraków. Ale ich własne dusze są nagie i głodne. Nasza rasa utraciła całą odwagę. Może zresztą nie mieliśmy jej nigdy. Lęk przed społeczeństwem, które jest fundamentem moralności, i lęk przed Bogiem, który jest tajemnicą religii - one nami rządzą. A jednak (…) uważam, że gdyby choć jeden człowiek przeżył swe życie w pełni, nadał formę każdemu uczuciu, wyraził każdą myśl, zrealizował każde marzenie, uważam, że świat otrzymałby tak świeży impuls radości, że wyzbylibyśmy się wszystkich naszych średniowiecznych ułomności i powrócili do helleńskiego ideału - a może nawet do czegoś jeszcze doskonalszego i bogatszego niż ten ideał. Niestety, nawet najodważniejszy z nas boi się samego siebie. Tragicznym przedłużeniem okaleczeń, jakim poddają się dzicy, są szpecące nasze życie wyrzeczenia, które dodatkowo ściągają na nas karę. Każdy impuls, który usiłujemy w sobie zdusić, rozplenia się w naszym umyśle i zatruwa nas. Ciało, grzesząc, oczyszcza się poprzez działanie. Wtedy nie pozostaje nic, poza wspomnieniem przyjemności czy luksusem, jakim jest żal. Jedynym sposobem przezwyciężenia pokus jest uleganie im. Zacznij się opierać, a twa dusza rozchoruje się z tęsknoty za tym, czego sobie odmówiła, z pragnienia tego, co jej potworne prawa uczyniły potwornym i bezprawnym. Ktoś powiedział, że wielkie wydarzenia tego świata zachodzą w umyśle. W umyśle też - i tylko w nim - pojawiają się największe grzechy tego świata.”

The Picture of Dorian Gray

Andrzej Stasiuk Fotografia
Witold Gombrowicz Fotografia

„Widok tego patetycznego samotnika-ślepca, z matką pod dziewięćdziesiątkę, wprzęgniętych w te aeroplanowe zabiegi… Najgorsze, że on jakoś się nadaje do tego… I nie wątpię, że otrzyma Nobla. Niestety, niestety… tak, on zaistniał jakby umyślnie w tym celu. Jeśli kto, to Borges! Jest to literatura dla literatów, jakby specjalnie pisana dla członków jury, jest to kandydat akurat, jak trzeba, abstrakt, scholastyk, metafizyk, dość nieoryginalny, żeby znaleźć drogę już utorowaną, dość oryginalny w swojej nieoryginalności, żeby stać się nowym i nawet twórczym wariantem czegoś znanego i uznanego. I kuchmistrz prima! Kuchnia dla smakoszów!

Nie mam najmniejszej wątpliwości, że odczyty Borgesa "o istocie metafory" i inne, tegoż autoramentu, będą należycie fetowane. Gdyż to też będzie akurat, jak trzeba: zimne ognie sztuczne, fajerwerki inteligencji inteligentnie wyinteligentionej, piruety myśli retorycznej i martwej, która nie jest zdolna podjąć żadnej idei żywotnej, myśli zupełnie zresztą nie zainteresowanej myśleniem "prawdziwym", świadomie fikcyjnej, układającej sobie na boczku swoje arabeski, glossy, egzegezy, konsekwentnie ornamentacyjnej. Ba, ale metier! Literacko bezbłędne! Ale kuchmistrz! Cóż w większy entuzjazm może wprowadzić literatów czystej krwi, niż tej literat bezkrwisty, literacki, werbalny, nie widzący, nie widzący niczego poza tymi swoimi kombinacjami mózgowymi?”

Witold Gombrowicz (1904–1969) pisarz polski

Dziennik 1961-1966

Michaił Bułhakow Fotografia
Sven Lindqvist Fotografia
Stephen King Fotografia
Roberto Bolaño Fotografia

„Na wspomnienie o Traklu Amalfitano, prowadząc swój wykład niemal automatycznie, pomyślał o aptece nieopodal jego mieszkania w Barcelonie, do której zwykle chodził, kiedy potrzebował lekarstwa dla Rosy. Pracował w niej farmacueta wyglądający na nastolatka, nadzwyczaj chudy i w wielkich okularach, który nocami, kiedy apteka pełniła dyżur, zawsze czytał książkę. Pewnej nocy Amalfitano zapytał go, czuł bowiem, że powinien coś powiedzieć, podczas gdy farmaceuta szukał leków na półkach, jakie książki lubi i jaką książkę czyta w tej chwili. Farmaceuta odpowiedział mu, nawet się nie odwracając, że podobały mu się książki typu "Przemiana", "Bartleby", "Proste serce", "Opowieść wigilijna". A potem powiedział, że czyta teraz "Śniadanie u Tiffany'ego", Capotego. Pomijając "Proste serce" i "Opowieść wigilijną", które, jak powszechnie wiadomo, są opowiadaniami, a nie książkami, intrygujące było owo upodobanie młodego farmaceuty - który być może w swoim poprzednim życiu był Traklem, a być może w tym życiu miał napisać wiersze smutniejsze jeszcze niż te, które wyszły spod pióra jego dalekiego austriackiego kolegi - przedkładającego, ponad wszelką wątpliwość, dzieła mniejsze nad dzieła większe. Wybierał "Przemianę" zamiast "Procesu", wybierał "Bartleby'ego" zamiast "Moby Dicka", wybierał "Proste serce" zamiast "Bouvarda i Pecucheta", "Opowieść wigilijną" zamiast "Opowieści o dwóch miastach" albo "Klubu Pickwicka". Jakiż to smutny paradoks, pomyślał Amalfitano. Już nawet oświeceni farmaceuci nie mają odwagi siegnąć po wielkie dzieła, niedoskonałe, gwałtowne, te, które otwierają drogę w nieznane. Wybierają doskonałe wprawki wielkich mistrzów. Albo, by powiedzieć innymi słowy to samo: chcą widzieć wielkich mistrzów podczas szermierczych sesji treningowych, ale nie obchodzą ich prawdziwe batalie, gdzie wielcy mistrzowie walczą z czymś, z tym czymś, co przeraża nas wszystkich, czymś, co nas paraliżuje i bierze za rogi, i jest krew, i śmiertelne rany, i smród.”

Roberto Bolaño (1953–2003) chilijski pisarz
Guillaume Apollinaire Fotografia

„Oto ja wobec wszystkich człowiek przy zdrowych zmysłach
Znający życie i śmierć to co żyjący znać może
Który poznałem cierpienia i radości miłości
Który potrafiłem niekiedy narzucać swoje myśli
Znający wiele języków
Który niemało podróżowałem
Ja co widziałem wojnę w Artylerii i Piechocie
Raniony w głowę z czaszką trepanowaną pod chloroformem
Który straciłem najlepszych przyjaciół w straszliwej bitwie
Wiem o starym i nowym ile poszczególny człowiek może o tym wiedzieć
I nie dbając dzisiaj o tę wojnę
Między nami i dla nas przyjaciele moi
Rozstrzygam ten długi spór tradycji i wynalazczości
Porządku i Przygody

Wy których usta są na podobieństwo ust Boga
Usta które są samym porządkiem
Bądźcie wyrozumiali kiedy nas porównujecie
Z tymi co byli doskonałością porządku
Nas którzy wszędzie wietrzymy przygodę

Nie jesteśmy waszymi wrogami
Chcemy wam dać rozległe i dziwne dziedziny
Gdzie kwiat tajemniczości prosi chętnych o zerwanie
Są tam nowe ognie kolory nigdy nie widziane
Tysiąc nic nie ważących fantazmów
Którym trzeba nadać realność
Chcemy wykryć dobroć niezmierzoną krainę gdzie wszystko milknie
Jest również czas który można ścigać albo zawrócić
Litości dla nas walczących zawsze na krańcach
Bezkresu i przyszłości
Litości dla naszych błędów litości dla naszych grzechów

Oto i lato pora gwałtowna nastała
I młodość moja zgasła jak podmuch wiosenny
O słońce to już zbliża się Rozum płomienny
I czekam
Aż za urodą którą na koniec przybrała
Abym kochał ją miłą i szlachetną pójdę
Nadchodzi i z daleka
Przyciąga mnie jak siłą stali magnetycznej
Ma postać prześlicznej
Rudej

Jej włosy ze złota tak jasno
Świecące się nigdy nie zgasną
Jak ognie pyszniące się będą
Śród róż herbacianych co więdną

Ale śmiejcie się śmiejcie się ze mnie
Ludzie zewsząd ludzie tutejsi
Bo tyle jest rzeczy których wam nie śmiem powiedzieć
Tyle jest rzeczy których nie dacie mi powiedzieć
Zlitujcie się nade mną”

Guillaume Apollinaire (1880–1918) francuski poeta
Mikael Niemi Fotografia

„Niektórym się wydaje, że czubkiem można zostać ot tak, ni z gruchy, ni z pietruchy. Ze na przykład najspokojniej w świecie spacerujesz sobie z rodziną, aż tu nagle doskakujesz do drzewa i zaczynasz je kopać, dopadasz wózeczka i plujesz dzidziusiowi w ryło, podnosisz nogę i obsikujesz kulę kaleki, jednym słowem - odbija ci. Albo inaczej, zwyczajnie szykujesz się do spania, ucałowałeś rodziców, przyjaciół, żonę, dzieci, meble, oszczędności, ubranka, bojler, umywalkę, podeszwy swoich butów, muszlę klozetową. Po prostu dostajesz hyzia.

Nie, nie i jeszcze raz nie.

To może jeszcze inaczej - przeglądasz pocztę, popijając poranną kawę (zachowanie w normie, tylko trochę niezdrowe dla pęcherza) i trafiasz na wredny list na swój temat, anonim. Sklecono go przy pomocy liter powycinanych z różnych piśmideł, których nie czytujesz, pośrednio zmuszając cię tym sposobem do ich lektury. - Łajdaki! Nie uda się wam! - wydzierasz się z pianą na ustach i ciach! dostajesz kuku na muniu. Bo zachodzące w mózgownicy procesy chemiczne uległy zakłóceniu, jako że bolą cię zęby. Albo dlatego, że w dzieciństwie mamusia i tatuś nie kochali cię dość mocno, bo słońce grzeje coraz słabiej, a księżyc wchodzi przez okno dwanaście po północy.

Nie. nie. nie. NIE.

NIE NIE NIE NIE NIE NIE NIE NIE NIE NIE NIE NIE NIE NIE NIE NIE NIE NIE NIE NIE NIE NIE NIE NIE NIE NIE NIE NIE.

Kto jak kto. ale ja znam się na tym i mogę stwierdzić, że ci, którzy tak mówią, po prostu bredzą. Nigdy w życiu nie zająłbym tak eksponowanej pozycji, na samym szczycie hierarchii chorób umysłowych, gdybym nie poświęcał każdej sekundy na ciężką, wytrwałą, drobiazgową pracę nad sobą i swoimi uzdolnieniami. Jeśli człowiek nie stawia sobie wymagań, to do niczego nie dojdzie. Dzisiejsza młodzież chciałaby dostać świra - bo to całkiem fajne - ale bez tego wysiłku, który jest niezbędny. Owszem, być szurniętym to nic trudnego. Ale żeby zostać prawdziwym, wielkim, pierwszorzędnym szaleńcem, na to - wierzcie mi - trzeba się nieźle napocić. A czasami trochę wypić: nie jestem wymagający, trzy kieliszki wystarczą. Ale przede wszystkim, przede wszystkim, przede wszystkim - z czego nie zdajemy sobie sprawy i czego powtarzać nigdy dość - świrowanie to wynik zbiorowego wysiłku! Tak, koleżanki i koledzy, zatkało was, co? "Jak to? Wariowanie to zajęcie grupowe? Ten się chyba z głupim widział!" No dalej, lżyjcie mnie, nie żałujcie sobie. Och, przyznaję, że niełatwo to znieść, ale kiedy za twoimi plecami stoi murem zespól, wszystko staje się prostsze. A ja, czego nie należy zapominać, mam najlepszą ekipę na świecie. Byłem we wszelakich szpitalach, u najróżniejszych psychiatrów. Wszyscy połamali sobie na mnie zęby. Najbardziej nieustępliwi, którzy od pierwszego spotkania wyrokowali z okrutnym uśmieszkiem: "To nic takiego, nic poważnego, raz dwa wróci pan do siebie." No i co? Figa z makiem. Jak wysiadają ci mądrale, teraz, gdy nikt, nawet najciemniejsza z pielęgniarek nie może zaprzeczyć, że jestem przykładem najwspanialszego, najelegantszego, najosobliwszego obłędu w stylu francuskim z końca dwudziestego wieku? Ale ja nigdy, przenigdy nie zapominam, nawet gdy piję samotnie, że udało mi się dzięki innym, dzięki mojemu zespołowi. To on przypominał mi nieustannie, że świat jest przeciw mnie, że ludzie chcą moich pieniędzy i mojej śmierci, że nie spoczną, dopóki nie wymażą mnie z listy żyjących.

Dziękuję.

Dziękuję wam wszystkim.”

Roland Topor (1938–1997) pisarz i rysownik francuski pochodzenia polskiego

Dziennik Paniczny

Michaił Bułhakow Fotografia
Michel Houellebecq Fotografia
Andrzej Sapkowski Fotografia
Witold Gombrowicz Fotografia

„Krzyknąłem, że nie jestem ani pisarz, ani członek czegokolwiek, ani metafizyk, czy eseista, że jestem ja, wolny, swobodny, żyjący… Ach, tak, odrzekli, jesteś więc egzystencjalistą.

Ale nagość moja, transoceaniczna, stamtąd, z pampy, nagość, która była mi potrzebna do miłości mojej z Argentyną (wbrew memu wiekowi!) nie pozwalał mi nie być z nimi obnażającym. Wytworzyła się nieprzyzwoitość. Z jakimż zażenowaniem te tuzy przyjmowały mój wzrok namiętnie naiwny, dobierający się do nich poprzez ubranie… śmiertelna dyskrecja, dyskretna melancholia, zgaszenie taktowne, odpowiadały mojemu żądaniu stamtąd, z peryferii świata, z ojczyzny Indian. Ubrani od stóp do głowy, opatuleni, choć maj przecież, z twarzami wystylizowanymi przez fryzjerów… a każdy miał w kieszonce mały posążek, zupełnie nagi, by mu się przypatrywać okiem znawcy. Panuje skromność i rozwaga. Nikt nie narzuca się nikomu. Każdy robi swoje. Produkują i funkcjonują. Kultura i cywilizacja. Uwięzieni w stroju, ledwie się mogą ruszać, podobni do owadów posmarowanych czymś lepkim. Kiedy zacząłem zdejmować spodnie powstał popłoch, dawaj drała drzwiami i oknami. Pozostałem sam. Nikogo nie było w restauracji, nawet kucharze uciekli… dopierom wtedy się spostrzegł, że co to, na Boga, co robię, co ze mną… i skrzywiony stałem z nogawką jedną na nodze, drugą w ręku.

Wtem Kot wchodzi z ulicy i widząc mnie tak stojącego pyta ze zdumieniem: - Co ty, zwariowałeś? Mnie wstyd i chłodno, odpowiadam, że tak trochę zacząłem się obnażać, a wszystko uciekło. Mówi: - Oszalałeś, tobie się w głowie pomieszało, gdzie by tu kto się twojej nagości przestraszył, przecie na całym świecie nie znajdziesz takiego zdzierania szat, jak tutaj… czekaj, na królików trafiłeś, ale ja ci sproszę lwów takich, że choćbyś goły na stole tańczył, ani mrugną! Stanął tedy zakład między nami, zakład szlachecki i polski (bo ja z Kotem nie po argentyńsku a po polsku się czułem, bo tę babkę wspólną mieliśmy), i nie dzisiejszy, chyba tak z końca zeszłego stulecia. No, dobra! Sprosił kogo trzeba, intelekty najbrutalniej obnażające, ja nic, aż kiedy już do wetów przyszło, zaczynam portki zdejmować. Zwiali, grzecznie przeprosiwszy, że niby czas na nich! Więc Leonor Fini i Kot do mnie mówią: - Jakże to, nie może być żeby oni się przestraszyli, przecie intelekty wyspecjalizowane w tym mają! Mnie ciężko bardzo i źle na duszy, smutek mnie zżera, mało brakowało a byłbym się gorzko rozpłakał, ale mówię: - Cała rzecz w tym, że oni, uważacie, nawet rozbieraniem się ubierają i nagość to u nich tylko jedna para pantalonów więcej. Ale jak ja tak zwyczajni portki spuściłem, to ich zemgliło, a głównie dlatego, żem nie robił tego wedle Prousta, ani a la Jean Jacques Rousseau, ani wedle Montaigne'a czy w sensie egzystencjalnej psychoanalizy, tylko ot tak sobie, byle zdjąć.”

Witold Gombrowicz (1904–1969) pisarz polski

Dziennik 1961-1966

Witold Gombrowicz Fotografia
Andrzej Sapkowski Fotografia
Laura Esquivel Fotografia
Oscar Wilde Fotografia

„Chyba prawie każdy z nas czuwał kiedyś przed wschodem słońca, już to po jednej z
owych bezsennych nocy, przyprawiającej nas niemal o zakochanie się w śmierci, już to po
jednej z owych nocy lęku i szpetnych uciech, gdy przez komórki mózgu przeciągają
majaki, potworniejsze jeszcze od rzeczywistości, a ożywione tym intensywnym życiem
utajonym we wszelkiej groteskowości, które nadaje również gotykowi trwałą siłę życiową,
gdyż sztuka ta wydaje się przede wszystkim sztuką tych, których dusze zasępia choroba
marzenia. Z wolna białe palce wsuwają się przez firanki i zdają się drżeć. Niby czarne,
fantastyczne postacie - nieme cienie pełzają po kątach pokoju i tam się układają. Na
dworze słychać szelest ptaków w listowiu lub kroki ludzi idących do roboty albo jęki i
westchnienia wiatru, który zlatuje ze wzgórza i okrąża cichy dom, jakby się bał zbudzić
śpiącego, a jednak musiał odwołać sen z jego fioletowej jaskini. Zasłona po zasłonie z
cienkiej przejrzystej gazy z wolna się podnosi, rzeczy odzyskują kształty i barwy i
widzimy, jak nadchodzący dzień oddaje światu dawne jego oblicze. Blade zwierciadła
znów otrzymują swe życie odtwórcze. Wygasłe świece stoją, gdzie je pozostawiliśmy, a
obok nich leży na wpół rozcięta książka, którą czytaliśmy, lub drutem opleciony kwiat,
który nosiliśmy na balu, albo list, który obawialiśmy się przeczytać lub czytaliśmy zbyt
często. Wszystko wydaje się nie zmienione. Ze złudnych cieni nocy wyłania się
prawdziwe, znane nam życie. Musimy je podjąć, gdzie zostało przerwane, i ogarnia nas
uczucie straszne - uczucie konieczności zmuszającej do ciągłego zużywania sił w nużącym
kole codziennych wydarzeń lub też porywa nas dzika tęsknota, by pewnego poranka oczy
nasze otworzyły się na świat, co w mroku na nowo został stworzony ku naszej radości, na
świat, w którym rzeczy mają barwy i kształty nowe albo zmienione lub też kryją w sobie
nowe tajemnice; na świat, w którym przeszłość nie zajmowałaby wcale miejsce albo
bardzo mało, a w każdym razie nie w świadomej formie powinności czy skruchy, bo
nawet wspomnienie radości posiada swą gorycz jak wspomnienie rozkoszy - swój ból.”

Oscar Wilde (1854–1900) angielski poeta, prozaik i dramatopisarz
Michaił Bułhakow Fotografia
Herman Melville Fotografia
Erich Maria Remarque Fotografia

„Przytłumione stukanie dobiegające z zewnątrz przerywało ciszę, jakby coś chciało się dostać do środka, coś szarego, ponurego i bezkształtnego, coś smutniejszego niż smutek - odległe anonimowe wspomnienie, niekończąca się fala, która nadpływała i pragnęła odzyskać i pogrzebać to, co poprzednio przyniosła i porzuciła na wyspie - trochę człowiek, a trochę światło i myślenie.

-Dobra noc na picie.

-Tak… i zła, żeby być samemu.

Ravic myślał przez chwilę.

- Do tego wszyscy musieliśmy się przyzwyczaić - powiedział w końcu. - To, co nas kiedyś trzymało razem, zostało zniszczone. Rozsypaliśmy się niczym szklane paciorki z zerwanego sznura. Nic nie jest już trwałe. - Ponownie napełnił kieliszek. - Jako chłopiec przespałem kiedyś noc na łące. Było lato, niebo zupełnie bezchmurne. Zanim zasnąłem, widziałem Oriona, który stał ponad lasami na horyzoncie. Potem, w środku nocy, obudziłem się - i Orion stał nagle w górze nade mną. Nigdy nie zapomnę tego widoku. Wcześniej uczyłem się, że Ziemia jest planetą i się obraca, ale uczyłem się tego tak jak wielu rzeczy, o których czyta się tylko w książkach, i nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Wtedy po raz pierwszy poczułem, że naprawdę tak jest. Czułem, jak lecę bezszelestnie przez niesamowitą przestrzeń. Odczuwałem to bardzo mocno, wydawało mi się niemal, że muszę się trzymać, żeby nie wyrzuciła mnie siła odśrodkowa. Było tak pewnie dlatego, że obudzony z głębokiego snu, opuszczony przez pamięć i przyzwyczajenie, patrzyłem przez chwilę w ogromne przesunięte niebo. Ziemia przestała nagle być dla mnie trwałą podstawą - i od tamtej pory już nigdy się nią nie stała.”

Arch of Triumph: A Novel of a Man Without a Country

Philip Kindred Dick Fotografia
Mikael Niemi Fotografia
Siergiej Łukjanienko Fotografia

„Nie żywię żalu do ludzi, którzy pogodzili się z klęską i zawieszeniem broni 1940 roku. Zbyt się zadomowili wśród moich mebli, nazywając to losem ludzkim. Sami nauczyli się i nauczali innych owej "mądrości", tej zatrutej mikstury, którą przyzwyczajenie do życia sączy nam powoli do gardła, z jego słodkawym smakiem pokory, wyrzeczeniem i ugody. Ci wykształceni i myślący ludzie, subtelni marzyciele, dystyngowani sceptycy, szlachetnie urodzeni, dobrze wychowani, rozkochani w humanizmie, w gruncie rzeczy zawsze tajemnie wiedzieli w głębi duszy, że osiągnięcie człowieczeństwa jest ponad siły; przyjęli więc zwycięstwo Hitlera jako rzecz zrozumiałą samą przez się. Widząc naszą zupełnie oczywistą niewolę biologiczną i metafizyczną, uznali po prostu za zupełnie naturalne rozciągnięcie jej również na sprawy polityczne i społeczne. Posunąłbym się nawet dalej, nie chcąc bynajmniej nikogo urazić: mieli s ł u s z n o ś ć, i już to samo powinno ich przestrzec. Mieli słuszność, jeśli chodzi o spryt, rozwagę, niechęć do przygód, do ryzyka gry; mieli słuszność w takim sensie, który pozwoliłby Chrystusowi uniknąć krzyża, Van Goghowi - malowania, mojemu Morelowi - obrony słoni, Francuzom - śmierci od kul plutonów egzekucyjnych i który pogrążyłby we wspólnej nicości katedry i muzea, imperia i cywilizacje, nie pozwalając im przyjść na świat.”

Promise at Dawn

Franz Kafka Fotografia

„Oto masz, drogi Maksie, dwie książki i kamyk. Zawsze starałem się znaleźć na Twoje urodziny coś, co wskutek swej obojętności nie zmieniałoby się, nie gubiło, nie psuło i nie mogło być zapomniane. A dumając potem miesiącami, znów nie widziałem innego ratunku, niż wysłać Ci książkę. Z książkami jest jednak utrapienie, z jednej strony są obojętne, a potem znów z drugiej o tyle bardziej interesujące, potem zaś pociągnęło mnie do tych obojętnych tylko przekonanie, które bynajmniej nic we mnie nie rozstrzygnęło, w końcu zaś, ciągle jeszcze z odmiennym przekonaniem, trzymałem w ręku książkę, która paliła tak tylko z ciekawości. Kiedyś nawet z rozmysłem zapomniałem o Twoich urodzinach, co było wszak lepsze niż posłanie książki, ale dobre nie było. Dlatego wysyłam Ci teraz ten kamyczek i będę Ci go wysyłał póki naszego życia. Będziesz go trzymać w kieszeni, ochroni Cię, wsadzisz do szuflady, również nie będzie bezczynny, ale jeśli go wyrzucisz, będzie najlepiej. Bo wiesz, Maksie, moja miłość do Ciebie jest większa niż ja sam i bardziej ja w niej mieszkam niż ona we mnie, i ma też kiepską podporę w mojej niepewnej istocie, tym sposobem jednak dostanie w kamyczku skalne mieszkanie i niechby to było tylko w szczelinie bruku na Schalengasse. Od dawna już ratowała mnie ona częściej niż sądzisz, a właśnie teraz, gdy wiem o sobie mniej niż kiedykolwiek i odczuwam siebie z pełną świadomością jedynie w półśnie, tylko tak nadzwyczaj lekko, tylko teraz jeszcze - krążę tak niczym z czarnymi wnętrznościami - dobrze zatem zrobi ciśnięcie w świat takiego kamyka i oddzielenie w ten sposób pewnego od niepewnego. Czym są wobec tego książki! Książka zaczyna Cię nudzić i już nie przestanie albo porwie ją twoje dziecko, albo, jak ta książka Walsera, rozlatuje się już, kiedy ją dostajesz. Przy kamyku przeciwnie, nic nie może Cię znudzić, taki kamyk nie może też ulec zniszczeniu, a jeśli już, to dopiero po długim czasie, także zapomnieć go nie można, ponieważ nie masz obowiązku o nim pamiętać, w końcu nie możesz go też nigdy ostatecznie zgubić, gdyż na pierwszej lepszej żwirowej drodze znajdziesz go z powrotem, bo jest to właśnie pierwszy lepszy kamyk. A jeszcze nie mógłbym mu zaszkodzić większą pochwałą, szkody z pochwał powstają bowiem tylko wtedy, gdy pochwała chwaloną rzecz rozgniata, niszczy lub zapodziewa. Ale kamyczek? Krótko mówiąc, wyszukałem Ci najpiękniejszy prezent urodzinowy i przekazuję Ci go z pocałunkiem, który ma wyrażać niezdarne podziękowanie za to, ze jesteś.”

Franz Kafka (1883–1924) pisarz austriacki pochodzenia żydowskiego
Cesare Pavese Fotografia
William Shakespeare Fotografia
Mark Helprin Fotografia
Éric-Emmanuel Schmitt Fotografia
Adam Mickiewicz Fotografia
Max Pinkus Fotografia

„(…) tę, która powinna być towarzyszką mojego życia, zostawiałem samą i zaniedbywałem. Przez całe dni były tylko minuty, gdy widzieliśmy się i rozmawialiśmy, ale pomiędzy Mało a Nic jest tak wielka różnica.”

Max Pinkus (1857–1934) niemiecki przedsiębiorca, bibliofil i mecenas sztuki

o Hedwig, swojej zmarłej żonie.
Wariant: (…) tę, która powinna być towarzyszką mojego życia, zostawiałem samą i zaniedbywałem. Przez całe dni były tylko minuty, gdy widzieliśmy się i rozmawialiśmy, ale pomiędzy Mało a Nic jest tak wielka różnica. [o Hedwig, swojej zmarłej żonie. ]
Źródło: Arkadiusz Baron, Max Pinkus (1857–1934): śląski przemysłowiec i mecenas kultury, Opole 2008, s. 111.

Yuval Noah Harari Fotografia
Stanisław Moskal Fotografia
To tłumaczenie czeka na recenzję. Czy to jest poprawne?
Harper Lee Fotografia
Krzysztof Kononowicz Fotografia

„Moje życie męczące, trapiące i dymiące, różnie wyzywające dla mnie. Sami widzicie jaki ja jestem męczennikiem – tak jak Pan Jezus, jak Bóg, Pan Jezus. Też wyzywali jego łotry. Biczowali, znęcali się, mówili: – Weź krzyż, nieś! Tak, Pan Jezus wziął. Ja też mogę krzyż, zbudujcie dla mnie krzyż, duży! Też Będę niósł. Do Częstochowy. Zbudujcie dla mnie, proszę was. I ubiorę się w szaty tak jak Bóg. Jak Pan Jezus. I będę niósł, i bijcie mnie, biczujcie, tak jak Chrystusa Króla Nieba i Ziemi. Ale później on pokazał jedno: pogrzebaliście jeszcze Jego, przywaliliście kamieniami, żeby nie mógł odwalić swego grobu, żeby nie mógł stać. Ale on pokazał swoją siłę, moc. Przyszedł, aż trzy Maryji szły zobaczyć do grobu jego, czy tam leży? Czy kamienie są? A co tylko zobaczyli? Chusty jego. A grób pusty. Grób pusty! A On pokazał się i powiedział: – Jestem pośród was! Jestem pośród was. Tak samo ja będę. Nie będę Tym Chrystusem, Panem Jezusem, ale będę zwykłym człowiekiem i też mnie ma, da Bóg Pan Jezus moc, siłę. I że grób mój się otworzy. I będę chodzić pośród was. Zobaczycie naocznie mnie żywego i prawdziwego, bo to będzie zależy tylko od tego człowieka w górze. I on mnie dopomoże. On to uczyni. Bo on widzi jak ja się męczę na tym świecie, jak ja mam biedę, jak wszystko. Jak nie rozbierają płoty, a mają nakaz.”

Krzysztof Kononowicz (1963) kandydat na prezydenta Białegostoku w wyborach z 12 listopada 2006

o swoim męczeństwie, śmierci i zmartwychwstaniu
Źródło: https://www.youtube.com/watch?v=hwy9jQ8prCk&t=258

Łukasz Ciepliński Fotografia

„Widzisz Wisienko, zrobili ze mnie bandytę i nie pozwalają mi tego wyjaśnić. To wszystko kłamstwo. Żalę się przed Bogiem, Tobą i Andrzejkiem. Żyję tylko dlatego aby Ciebie raz jeszcze zobaczyć. Bogu dziękuję, że dał mi tak dobrą żonę. Wierzę że Andrzejka wychowasz na dobrego Polaka i katolika. Bądź mężna! To dla Boga i Polski. (…) Mnie żal tylko Was. Przebacz, ja nie mogłem inaczej żyć.”

Łukasz Ciepliński (1913–1951) wojskowy polski, oficer AK

do żony, list przesłany potajemnie z więzienia UB.
Źródło: „Nie mogłem inaczej żyć” – testament ppłk. Łukasza Cieplińskiego, „Pługa”. http://www.klubgp.tychy.pl/nasza-historia/nie-moglem-inaczej-zyc-testament-pplk-lukasza-cieplinskiego-pluga, tychy.pl

Lars Ulrich Fotografia
Patryk Jaki Fotografia
Steve Hogarth Fotografia
Krystyna Pawłowicz Fotografia

„Za swoje nielewicowe, i bardzo uczciwe podejście do prawa oraz tworzenie go z polskiego punktu widzenia, a nie jakichś kosmopolitycznych kryteriów, które Unia ciągle nam narzucała, profesor miał wiele nieprzyjemności. Profesor bowiem bardzo buntował się przeciwko takim ingerencjom.”

Krystyna Pawłowicz (1952) polska polityczka, prawniczka

wypowiedź po śmierci Lecha Morawskiego.
Źródło: Prof. Pawłowicz nt. śp. prof. Morawskiego: „Uważam, że został zaszczuty. To ofiara środowisk uniwersyteckich” http://wpolityce.pl/spoleczenstwo/348441-trzy-pytania-do-prof-pawlowicz-nt-sp-prof-morawskiego-uwazam-ze-zostal-zaszczuty-to-ofiara-srodowisk-uniwersyteckich, wpolityce.pl, 12 lipca 2017

Robert Smith Fotografia

„W czasie koncertu zawsze wyobrażam sobie, że to ja jestem wśród widzów, a gdy już tam jestem, wtedy widzę siebie na scenie. I wiem, czego od wykonawcy wymagam. Ponadto zawsze chcę dać z siebie tyle, jakby to miał być ostatni koncert w moim życiu, ostatnia rzecz, jaką zrobię.”

Robert Smith (1959) angielski muzyk rockowy (The Cure)

z wywiadu dla Radiowej Trójki – 8 listopada 2001.
Źródło: Piotr Kaczkowski, 42 rozmowy, Prószyński i S-ka, Warszawa 2004, ISBN 83-7337-709-3, s. 127.

Teresa z Ávili Fotografia
Moby Fotografia
Moby Fotografia
Andrew Fletcher Fotografia

„Jest nowa muzyka dobra i nowa muzyka zła. Zawsze nam się zdaje, że muzyka na przykład dwie dekady temu była lepsza, ale jeśli spojrzysz na listy przebojów sprzed dwudziestu lat, od razu widzisz: to było złe, to było złe. Zawsze jest tak samo.”

Andrew Fletcher (1961–2022) muzyk brytyjski (Depeche Mode, Client)

z wywiadu z 2 września 2001 w Warszawie
Źródło: Piotr Kaczkowski, 42 rozmowy, Prószyński i S-ka, Warszawa 2004, ISBN 83-7337-709-3, s. 87.

Łukasz Ciepliński Fotografia
Lech Janerka Fotografia
Wojciech Trąmpczyński Fotografia
Olga Tokarczuk Fotografia
Olga Tokarczuk Fotografia