Cytaty o przyrodzie i zwierzętach

Pokrewne tematy
Bohumil Hrabal Fotografia
Juliusz Słowacki Fotografia
Werner Heisenberg Fotografia
Platon Fotografia

„Światło jest cieniem Boga.”

Platon (-427–-347 p. n. e.) grecki filozof
Lew Tołstoj Fotografia
Alberto Moravia Fotografia

„Świat pełen jest wilków, które uskarżają się na rogi owiec.”

Alberto Moravia (1907–1990) włoski powieściopisarz, nowelista i dziennikarz
Maria Nurowska Fotografia

„Jeśli uczyć się miłości – to tylko od wilków.”

Maria Nurowska (1944) polska powieściopisarka i nowelistka

Nakarmić wilki

Zenon z Kition Fotografia

„Natura dała nam jeden język, a dwoje uszu po to, ażebyśmy słuchali dwa razy więcej, niż mówimy”

Zenon z Kition (-334–-263 p. n. e.) filozof grecki

Źródło: Leksykon złotych myśli, wyboru dokonał K. Nowak, Warszawa 1998.

Edmund Bogdanowicz Fotografia

„Padły już rosy
O zmierzchu
Na wonne wrzosy,
Legł cień na krętej ścieżynie;
Tylko u wierzchu
Drzew światło błądzi i ginie
W liści szemrzącej gęstwinie,
O zmierzchu.”

Edmund Bogdanowicz (1857–1911) polski poeta, pisarz, dziennikarz, matematyk i biolog

Źródło: Nastrój z antologii Ziemia polska w pieśni

Aleksandra Ziółkowska Fotografia
Aleksandra Ziółkowska Fotografia

„Oboje podziwialiśmy Polskę, że taka zielona. W Afryce tylko wysuszona trawa. Mnie się podobało, że gdy deszcz popadał, to ziemia szybko potem wyschła.”

Aleksandra Ziółkowska (1949) pisarka polska

Lepszy dzien nie przyszedł już
Źródło: Winnice Wartanowiczów na Podolu, [w: Lepszy dzień nie przyszedł już], Warszawa, Iskry 2012, str 128

Aleksandra Ziółkowska Fotografia

„Losy koni, tak jak ludzi, zasługują na opowieść.”

Aleksandra Ziółkowska (1949) pisarka polska

Dwór w Kraśnicy i Hubalowy Demon
Źródło: Dwór w Kraśnicy i Hubalowy Demon, Wyd. PIW, Warszawa 2009

Aleksandra Ziółkowska Fotografia

„Pszczoły były wielkim umiłowaniem stryja Leona, kochał je i lubił miód. Ule były przeważnie typu Dadanta, najłatwiejsze w obsłudze. Były one kwadratowe, z podnoszonym dachem, którędy w okresie zbiorów miodu wsuwało się specjalne nadstawki. Nadstawka taka starczała ledwie na kilka dni, szybko bowiem napełniała się miodem i należało zakładać nową. Sad pełen był olbrzymich, szerokich lip, obsiewano go też specjalnie miododajnymi trawami. W okolicy rosły białe koniczyny, dużo łubinów, w lasach wrzos. Miodobranie zaczynało się w czerwcu, po zakończeniu kwitnienia sadów i łąk. Im wcześniejszy był miód, tym lepszy. Stryj rozsyłał go i sprzedawał po całej Polsce, dużo zabierali krewni. W domu, w glinianych dzbankach miód stał cały rok. Przede wszystkim jednak specjalnie pakowany w żelazne pudełka był sprzedawany klientom z różnych miast. Miód jesienny na pierniki kupował Toruń, wiosenny i lipcowy brał Wedel. Były miody wczesne, łąkowe, rzadziutkie, złotego koloru – te nigdy się nie scukrowały. Miód z akacji, aby się scukrzyć, musiał stać bardzo długo, i wtedy robił się podobny do drobnej, białej kaszki. Inne, późniejsze, to były miody lipcowe z lip i wrześniowe, z gryki i wrzosu. Lipcowy uchodził za najlepszy, natomiast z gryki i wrześniowy były gorsze. Kiedy miód twardniał, to na przykład gryczany ciemniał, lipcowy bielał. Wszystkie oczywiście różniły się smakiem. W okresie miodobrania, kiedy pracy było wiele, stryj wynajmował chłopców do pomocy. W specjalnym domku, zimą zastępującym stebnik, miód się wirowało. Tam przenosiło się ramki, odcinało się ciepłym nożem zasklepioną woszczynę i stawiało do centryfugi (wirówki), gdzie po wpływem kręcenia korbą miód wypryskiwał na ściany beczki i ściekał. Z dołu, kurkiem, zlewało się go do podstawionych garnków, na które nakładało się sita, aby nie wpadły odłamki woszczyny. W garnku mieściło się około szesnastu litrów miodu. Przez kilka dni garnek stał odkryty, aby miód odparował, dopiero potem zakładało się woskowy papier i zawiązywało wokół. Stryj miał biblioteczkę z książkami o pszczołach. Lubił pszczoły, a one jego. Kiedy któraś wleciała do domu, brał ją delikatnie w ręce i wynosił, nigdy go nie użądliła. Pracował gołymi rękoma, nie w rękawiczkach, mówił, że pszczoły nie lubią tego. Czasami wieczorem kładł się w sadzie i słuchał jak pracują, czy są zadowolone ze zbiorów. Mówił na przykład, że pszczoła umarła, nie zdechła; jeżeli ktoś opowiadał, że pszczoła ugryzła, odpowiadał zaczepnie: – Czy widział ktoś, aby pszczoła miała zęby do gryzienia?”

Aleksandra Ziółkowska (1949) pisarka polska

Lepszy dzien nie przyszedł już
Źródło: Z miejsca na miejsce, [w: Lepszy dzień nie przyszedł już], Warszawa, Iskry 2012, str 208–209

Aleksandra Ziółkowska Fotografia

„Po lasach pełno było cietrzewi. Tokowiska zaczynały się bardzo wczesną wiosną. Cietrzewie zaczynały tokować już w początkach marca. W tych miejscach robiło się z jedliny wygodne budki, wykopywało dół, by można było wygodnie nogi spuścić, obkładało się darnią, gałązkami, siadało jak na krześle i przez jedlinę obserwowało teren naokoło. Wszystko zaczynało się o drugiej, trzeciej nad ranem. Wpierw odzywał się cietrzew, który zwoływał inne, na Białorusi nazywany takawik. Zaczynał gruchać, potem raptownie słyszało się łopot skrzydeł przypominający klaskanie, brzmiało to tak: czuhsiii, czuhsiii. Pierwszy cietrzew rzucał jak gdyby wezwanie, po nim przylatywał drugi. Tokowiska bywały tak bogate, że zbierało się jakieś czterdzieści, pięćdziesiąt par. Koguty prowadziły ze sobą walkę. Walczyły nie tylko parami, czasami w jednej gromadzie zbierało się trzech, czterech samców i jeden drugiego walił na wszystkie strony. Samiczki siadały oddzielnie, tak jak damy na turnieju, w jednym rzędzie i przyglądały się. Prawdopodobnie zwycięzca szedł potem po swoje laury i odbierał nagrodę. Wszystko to zaczynało się, kiedy jeszcze było całkiem ciemno, później dopiero robiło się szaro, jaśniej i jaśniej, aż do wschodu słońca. Jeżeli działo się to na dużej polanie, na którą zaczynały padać promienie wschodzącego słońca, to w momencie kiedy tarcza słoneczna wychylała się zza horyzontu, toki zamierały zupełnie. Ten, który je zwoływał i siedział na drzewie, także cichł, bitwa ustawała, wszystko nieruchomiało. Samce i samiczki, które siedziały wygodnie, zwracały się główkami do słońca i jakieś pół minuty, czasami minutę, trwała cisza. Sprawiało to przejmujące wrażenie, było coś nadzwyczajnego w patrzeniu na ten hołd oddawany słońcu. Później zaś znowu toczyła się walka. Wszystko trwało jeszcze około pół godziny, nie dłużej, po czym ptactwo odlatywało. Wcześniej, gdy jeszcze było szaro, jak ustrzeliło się jednego samca z walczącej pary, to często drugi wskakiwał na niego i walił go dziobem, aż i jego się ustrzeliło. Strzały początkowo nie płoszyły cietrzewi, dopiero kiedy słońce było wyżej, robiły na nich wrażenie, i po jednym, drugim strzale ptaki rozpierzchały się. Cichym przykazaniem myśliwych było, aby nie wychodzić z ukrycia, dopóki cietrzewie same się nie roproszyły. Żeby nie zapamiętały, że w budkach ukryci są ludzie. Jak już odleciały, wychodziło się, zabierało zabite sztuki i wracało do domu. Wieszało się je na kilka tygodni w przewiewnym miejscu, aby mięso skruszało. Na wielkanocnym stole zawsze był cietrzew.”

Aleksandra Ziółkowska (1949) pisarka polska

Lepszy dzien nie przyszedł już
Źródło: Z miejsca na miejsce [w: Lepszy dzień nie przyszedł już], Warszawa, Iskry 2012, str 214–215

„Jest takie przysłowie tybetańskich pielgrzymów: „możesz wejść na górę, jak na kupę kamieni albo jak na święte miejsce. Ale z góry możesz zejść bardziej człowiekiem albo bardziej małpą.””

Źródło: Dominik Szczepański, Ryszard Gajewski o Broad Peaku: Katastrofa moralna w cieniu tragedii http://off.sport.pl/off/1,111379,14095239,Ryszard_Gajewski_o_Broad_Peaku__Katastrofa_moralna.html#MT, gazeta.pl, 13 czerwca 2013

„Gwiazdą się nie czuję i nie mam takiego zamiaru, ponieważ źle to może wpłynąć na moją grę w późniejszym czasie i mogę powiedzieć, że woda sodowa na pewno mi nie uderzy do głowy.”

Mariusz Sirko (1986)

Źródło: Monika Kowalczyk, Mariusz Sirko, Polski Snooker, czerwiec 2006 http://www.polskisnooker.pl/readarticle.php?article_id=10

Rudyard Kipling Fotografia
Emil Cioran Fotografia
Jan Góra Fotografia

„Jesteście wspaniali, chciałbym każdemu z Was uścisnąć rękę! Kocham Was! Kocham Was, ale nie napierajcie! Mamy czas, możemy zobaczyć piękny wschód słońca!”

Jan Góra (1948–2015) polski duchowny katolicki, duszpasterz akademicki, dominikanin

na Lednicy 2008, o 2 w nocy – do młodzieży lednickiej, starającej się przejść przez Bramę Rybę.