Krzysztof Niewrzęda: Cytaty o czasie

Krzysztof Niewrzęda jest polski prozaik, poeta i eseista. Odkryj ciekawe cytaty na temat czas.
Krzysztof Niewrzęda: 131   Cytatów 0   Polubień

„Znów więc ten Chopin, od którego uciekałem pod koniec lat osiemdziesiątych, który wypełnił całą dekadę swoją muzyką. Począwszy od strajków w Gdańsku i Szczecinie, od zakładania Solidarności – był wciąż w tle. Patriotyczny podmuch muzyczny. Wykorzystywali go organizatorzy mszy za ojczyznę i opozycyjnych wieczornic, twórcy anty-reżimowych filmów i władza – na wszystkich poziomach przekazu. Muzyka Chopina współbrzmiała z powtarzanym w kółko wystąpieniem towarzysza generała, ogłaszającego wprowadzenie stanu wojennego. Była wręcz jedyną muzyką, jaką można było usłyszeć w radiu w pierwszych dniach tego stanu. A potem rozbrzmiewała na rozpoczęcie i na zakończenie programów telewizyjnych i radiowych, przed przemówieniami i po przemówieniach. Rozbrzmiewała – jeśli nic innego nie można było zaproponować – jako wypełniacz lub jako ważny punkt programu. Słychać ją było, gdy na budynkach pojawiły się hasła: „Wrona skona” i „Zima wasza, wiosna nasza”, gdy czołgi jeździły po ulicach i żołnierze grzali dłonie przy koksownikach, gdy opozycjoniści ośmieszali esbeków i gdy esbecy zabijali opozycjonistów, gdy milicjanci pałowali krnąbrne społeczeństwo i gdy społeczeństwo rzucało w nich kamieniami lub zapalało świece w oknach. Preludia, mazurki, walce nadawał Głos Ameryki, Radio Wolna Europa i następcy Macieja Szczepańskiego. Wszyscy przymilali się do Chopina, wszyscy go puszczali i wszyscy słuchali – stojąc w kolejkach za papierosami i wołowiną z kością, w czasie przesłuchań i akademii, idąc ze strachu na wybory i czytając wydane w podziemiu wiersze Miłosza, ciesząc się, gdy Lechowi Wałęsie przyznano Pokojową Nagrodę Nobla i gdy zniesiono kartki na masło, oglądając w telewizji parodię procesu Piotrowskiego i jego kolegów, i chowając księdza Popiełuszkę. Słuchaliśmy tej naszej muzyki z coraz większym znudzeniem, z coraz większą dezaprobatą.”

Źródło: Koncert wyszehradzki – Pogranicza Nr 4/2002

„Nazwa Pankow została nadana średniowiecznej miejscowości, która rozrosła się wokół stojącego tu do dzisiaj gotyckiego kościoła, wybudowanego przed 1230 rokiem. Kościół ten okazał się jednak dla mnie nie tylko atrakcją historyczną. Przekonałem się o tym podczas pobytu Józefa Skrzeka, którego gościłem u siebie po jego berlińskim występie. Było to z pewnością tworzącym się na bieżąco dalszym ciągiem mojej berlińskiej mitologii. No bo założyciel SBB, którego płyty kupowałem swego czasu właśnie w Berlinie, siedział obok mnie, w moim berlińskim mieszkaniu i spinał swoją obecnością całą tę historię w przypowieść. A po długiej nocnej rozmowie, przy późnym śniadaniu zapytał: – Czy jest tu w pobliżu jakiś dzwon? Najpierw nie bardzo wiedziałem, o co mu właściwie chodzi. Dzwon? – pomyślałem. Okazało się jednak, że miał na myśli kościół. – Kościół jest, ale ewangelicki – powiedziałem. – Ja przecież nie jestem szowinistą – zaśmiał się. – A dzisiaj niedziela, dlatego chciałbym zajrzeć pod jakiś dzwon. Poszliśmy więc do tego kościoła – małego, ascetycznego, surowego wręcz i tak innego od katolickich. W środku było jedynie kilka osób, pastorem zaś okazała się kobieta, która wygłaszała właśnie kazanie. To co mówiła odbijało się echem od ścian i sklepienia, i trudno było zrozumieć jej berliński zaśpiew. Ale po pewnym czasie zaczęły docierać do mnie poszczególne słowa, które starałem się poskładać w zdania. Tym bardziej gdy usłyszałem: „Johann Sebastian Bach” wypowiedziane bezpośrednio obok słowa: „Gott”. Po chwili rozumiałem już, że pastor mówiła o kontaktowaniu się z Bogiem poprzez muzykę. Skrzek spojrzał na mnie, ja na niego i pomyślałem, że chyba nie wypada nazywać tego przypadkiem.”

Czas przeprowadzki
Źródło: s. 54

„I byt przy bycie zniknęły razem za horyzontem zdarzeń. Bo, przenikając przez półprzepuszczalną błonę, rychło się przedostały na drugą stronę. Powrót z takiej wycieczki uniemożliwiała im całkowicie prędkość ucieczki – zawsze zbyt mała, by jakakolwiek treść się stamtąd wydostała. Gdyż nawet światło z tego obszaru nie może się wydobyć mimo swego żaru. Ale ponieważ moment przejścia przez horyzont zdarzeń nie był nigdy odczuwalny, wszystko rozegrało się niczym w sferze marzeń. Wybór jednak – na podobieństwo czynu – stał się w pełni realny, mimo iż, z drugiej strony, prowadził wyłącznie w czas urojony i w czasie rzeczywistym był wyłącznie wspomnieniem mglistym. Jego historia cała nieodwołalnie w osobliwości się sfinalizowała. Na trwałe bowiem zagościł, w tym punkcie czasoprzestrzeni, w którym krzywizna jest nieskończona. I nic już tego nie mogło zmienić. Żadnych nie mogło wyzwolić dokonań. Lecz w czasie urojonym, z powodu implikacji, wciąż był powodem kontynuacji. Wpadł zatem w wir informacji, tkwiących za półprzepuszczalną błoną, która dla nich była ochroną. Ze względu na to, iż nie pozwalała, by jakakolwiek wieść się przedostała do tego świata, w którym mogłaby ją spotkać dezaprobata. Informacje pozostawały więc wciąż za ową błoną i tworzyły tam substancję złożoną, która wszechświaty niemowlęce generowała. A choć każdy z nich jawił się jako cząstka mała, zawierał tyle treści, ile mogłoby się w ogromie jedynie zmieścić. Każdy z nich też treścią emanował. Natomiast treści przybierać zaczęły kształt opowieści.”

Second life
Źródło: s. 33