Cytaty na temat jogurt

Zbiór cytatów na temat jogurt, ludzie, ciężki, nie żyje.

Cytaty na temat jogurt

Tadeusz Cymański Fotografia
Woody Allen Fotografia

„Widziałem dziś cudowny zachód słońca i pomyślałem: jakimż ja jestem pyłkiem. Ciekawe, że wczoraj pomyślałem to samo, choć padał deszcz.”

Woody Allen (1935) amerykański scenarzysta, reżyser, producent i aktor pochodzenia żydowskiego

Today I saw a red and yellow sunset and thought, how insignificant I am! Of course, I thought that yesterday too, and it rained. (ang.)
Źródło: „Przekrój” nr 1750, 22 października 1978

Arthur Conan Doyle Fotografia

„Zważ, Watsonie, że to co pospolite, bezmyślne, przyziemne – przedłuży swój marny żywot, natomiast to co wzniosle i szlachetne – pójdzie za głosem czegoś wyższego. Przeżyją najmniej warci. Jakimż cuchnącym śmietnikiem stanie się nasz świat?”

Arthur Conan Doyle (1859–1930) szkocki pisarz, lekarz, wolnomularz, spirytysta, czołowy przedstawiciel nurtu powieści detektywistycznych, …

Sherlock Holmes do doktora Watsona
Źródło: Człowiek na czworakach (ze zbioru Dr Watson opowiada, Poznań 1960), tłum. Tadeusz Evert

Charles Bukowski Fotografia
Piotr Sobolczyk Fotografia
Jazep Losik Fotografia
Johann Wolfgang von Goethe Fotografia
Krystyna Feldman Fotografia
Noam Chomsky Fotografia
Ignacy Daszyński Fotografia
Borys Pasternak Fotografia
Catulle Mendès Fotografia

„O wieczorze! dnia wrogu niemy, nieubłagany!
Jakimż snem letargicznym w serc zbolałych rany
Fala włosów twych mrocznych godzin cicho płynie.”

Catulle Mendès (1841–1909)

Źródło: Soror Dolorosa, [w:] Liryka francuska. Serya pierwsza http://www.sbc.org.pl/dlibra/info?forceRequestHandlerId=true&mimetype=image/x.djvu&sec=false&handler=djvu&content_url=/Content/24336/_6034_I.djvu, wyd. J. Mortkowicz, Warszawa 1911, s. 55, tł. Bronisława Ostrowska.

Witold Gombrowicz Fotografia

„Krzyknąłem, że nie jestem ani pisarz, ani członek czegokolwiek, ani metafizyk, czy eseista, że jestem ja, wolny, swobodny, żyjący… Ach, tak, odrzekli, jesteś więc egzystencjalistą.

Ale nagość moja, transoceaniczna, stamtąd, z pampy, nagość, która była mi potrzebna do miłości mojej z Argentyną (wbrew memu wiekowi!) nie pozwalał mi nie być z nimi obnażającym. Wytworzyła się nieprzyzwoitość. Z jakimż zażenowaniem te tuzy przyjmowały mój wzrok namiętnie naiwny, dobierający się do nich poprzez ubranie… śmiertelna dyskrecja, dyskretna melancholia, zgaszenie taktowne, odpowiadały mojemu żądaniu stamtąd, z peryferii świata, z ojczyzny Indian. Ubrani od stóp do głowy, opatuleni, choć maj przecież, z twarzami wystylizowanymi przez fryzjerów… a każdy miał w kieszonce mały posążek, zupełnie nagi, by mu się przypatrywać okiem znawcy. Panuje skromność i rozwaga. Nikt nie narzuca się nikomu. Każdy robi swoje. Produkują i funkcjonują. Kultura i cywilizacja. Uwięzieni w stroju, ledwie się mogą ruszać, podobni do owadów posmarowanych czymś lepkim. Kiedy zacząłem zdejmować spodnie powstał popłoch, dawaj drała drzwiami i oknami. Pozostałem sam. Nikogo nie było w restauracji, nawet kucharze uciekli… dopierom wtedy się spostrzegł, że co to, na Boga, co robię, co ze mną… i skrzywiony stałem z nogawką jedną na nodze, drugą w ręku.

Wtem Kot wchodzi z ulicy i widząc mnie tak stojącego pyta ze zdumieniem: - Co ty, zwariowałeś? Mnie wstyd i chłodno, odpowiadam, że tak trochę zacząłem się obnażać, a wszystko uciekło. Mówi: - Oszalałeś, tobie się w głowie pomieszało, gdzie by tu kto się twojej nagości przestraszył, przecie na całym świecie nie znajdziesz takiego zdzierania szat, jak tutaj… czekaj, na królików trafiłeś, ale ja ci sproszę lwów takich, że choćbyś goły na stole tańczył, ani mrugną! Stanął tedy zakład między nami, zakład szlachecki i polski (bo ja z Kotem nie po argentyńsku a po polsku się czułem, bo tę babkę wspólną mieliśmy), i nie dzisiejszy, chyba tak z końca zeszłego stulecia. No, dobra! Sprosił kogo trzeba, intelekty najbrutalniej obnażające, ja nic, aż kiedy już do wetów przyszło, zaczynam portki zdejmować. Zwiali, grzecznie przeprosiwszy, że niby czas na nich! Więc Leonor Fini i Kot do mnie mówią: - Jakże to, nie może być żeby oni się przestraszyli, przecie intelekty wyspecjalizowane w tym mają! Mnie ciężko bardzo i źle na duszy, smutek mnie zżera, mało brakowało a byłbym się gorzko rozpłakał, ale mówię: - Cała rzecz w tym, że oni, uważacie, nawet rozbieraniem się ubierają i nagość to u nich tylko jedna para pantalonów więcej. Ale jak ja tak zwyczajni portki spuściłem, to ich zemgliło, a głównie dlatego, żem nie robił tego wedle Prousta, ani a la Jean Jacques Rousseau, ani wedle Montaigne'a czy w sensie egzystencjalnej psychoanalizy, tylko ot tak sobie, byle zdjąć.”

Witold Gombrowicz (1904–1969) pisarz polski

Dziennik 1961-1966