„Mój lęk brał się z czegoś dużo potężniejszego i nie tak realnego jak Mark czy Teddy Giles. Nie mógł się pomieścić w jednej osobie. Ta groźba była niewidzialna, podlegała przeobrażeniom i ogarniała dosłownie wszystko. Przerażenie wywołane czymś tak niechwytnym może wskazywać, że wpadłem w obłęd, że upodobniałem się do Dana, który w ataku paranoi potrafił niewinne klepnięcie po plecach odebrać jako próbę zamachu na jego życie, ale szleńswto przybiera różne formy. Większość z nas od czasu do czasu doznaje czegoś podobnego, ulegając powabowi psychicznego rozpadu. Wtedy jednak wcale nie flirtowałem z myślą o szaleństwie. Zdawałem sobie sprawę, że duszący mnie niepokój nie jest racjonalny, ale zarazem instynktownie wiedziałem, że choć to, czego się lękam, znajduje się poza sferą rozumu, ten nonsens również potrafi być realny.”