„Czasami, w przystępie gwałtownego pragnienia, żeby jakoś go usprawiedliwić, myślę sobie, że jego życie było szczególną formą duchowego dysydentyzmu, antyradzieckością w jej najsubtelniejszym wydaniu – konsekwentną buddyjską obojętnością. A czasem niepowstrzymana fantazja podpowiada mi, że to taka forma chrześcijańskiej świętości, która, mimo to, zaprzecza istnieniu podstawowych zasad moralnych i, co najważniejsze, miłości. Taki sobie heroiczny czyn człowieka, wrzuconego w ten świat bez specjalnego zaproszenia, człowieka przypadkowego, człowieka, który przyjął nijakość za główną zasadę istnienia i nigdy jej nie zdradził. Człowieka, który mężnie odbywał życie.”